Vinisfera

Drzazga w stopie

Po raz ostatni o krzewach prefilokserycznych pisałem ponad dwadzieścia lat temu. Dzisiaj mam ochotę wrócić do dawnych czasów, bo jednak coś mnie uwiera. Niby daje się normalnie chodzić, a nawet biegać, ale drzazga w stopie lekko przeszkadza, nie pozwala się w pełni cieszyć marszem czy biegiem.
Dawno temu poznański Teatr Ósmego Dnia wystawiał spektakl zatytułowany „Czy musimy poprzestać na tym, co nazwano rajem na ziemi?”. W naszym winomańskim przypadku wygląda na to, że powinniśmy. To znaczy cieszyć się tym, co jest nam w butelkach dane i pogodzić się z drzazgą w stopie.
Tą drzazgą jest oczywiście fakt, że filoksera położyła kres smakowi wina, którego już nigdy nie odnajdziemy i do którego – mimo tysiąckrotnie wyższej higieny przy produkcji i dokładnemu rozpoznaniu procesów chemicznych – nigdy nie dojdziemy. No właśnie, fakt jest to czy tylko „miejska legenda”? Według nielicznych świadków przeszłości, tych, którym wiele lat temu udało się jeszcze napić win prefilokserycznych, jest to realna realność, oczywista oczywistość. Czy jednak na pewno?
Niestety nigdy się nie dowiemy, choć tu i ówdzie wytwarza się jeszcze wina z krzewów prefilokserycznych (na przykład w australijskiej słynnej winnicy Hill of Grace istnieje jeszcze parcelka z krzewami syrah posadzonymi w roku 1860; grona z nich wchodzą jako jedna ze składowych do legendarnego wina Hill of Grace). A raczej wytwarza się wina – z małymi wyjątkami – z potomków krzewów sadzonych bez podkładki amerykańskiej (od roku 2011 Hill of Grace wytwarza z nich wino Hill of Roses). To w potomkach musimy kłaść zatem nasze nadzieje na poluzowanie drzazgi.
Są tacy winiarze, których drzazga w stopie uwiera jeszcze bardziej niż niżej podpisanego. Próbują zawzięcie zawrócić wodę w Wiśle, sadzić krzewy bez podkładki, zmienić definicję raju na ziemi. Nie bardzo to idzie. Walka o utrzymanie słynnej parceli Vieilles Vignes Françaises należącej do Bollingera, gdzie krzewy pinot noir prowadzone są „na głowę”, en gobelet, jest heroiczna; wciąż trzeba robić nowe nasadzenia. Sparzyli się na swych próbach antypodkładkowych tacy wielcy winiarze loarscy jak Didier Dagueneau czy Charles Joguet. Wina piękne, jednak pajączek nie śpi. Ale walka trwa i jest o czym marzyć.
Jest, kurde, o czym marzyć, skoro to samo wino z parceli podzielonej na krzewy franc de pied i na krzewy z podkładką wytworzone w dwóch wersjach to de facto dwa wina, dwa odmienne chenin. Le Bournais od Chidaine’a, które piłem u niego w tym roku, jest świetne, ale Le Bournais Franc de pied od Chidaine’a jest o wiele lepsze.
Jest, kurde, o czym marzyć, skoro krzewy bez podkładki dały w świetnej burgundzkiej posiadłości Guillot-Broux w gorącym roku 2003 niecałe 11% alkoholu, a krzewy „normalne”, zmaltretowane przez skwar – 15%.

Ponad stuletnie winnice w Chile. To kraj, który oparł się pladze filoksery (fot. M. Kap©zyński)

Jest, kurde, o czym marzyć skoro ci, co pili Asteroïde od Dagueneau, mówią o zdecydowanej wyższości tego wina nad innymi, przecież wielkimi winami mistrza sauvignon blanc.
Już starożytni Grecy… Tak, Grecja (a także Gruzja) najmocniej przyciąga przedfilokserycznych marzycieli. Jednym z nich jest słynny Loïc Pasquet; słynny z ceny swojego bordoskiego wina Liber Pater (30 tysięcy euro; wino w części powstałe z dawnych odmian bordoskich, wszystko franc de pied). Kupił on na wyspie Naxos, gdzie, jak się ocenia, 90% krzewów (nie ma tu de facto winiarni) jest pochodzenia przedfilokserycznego, jednohektarową parcelkę białej odmiany, tylko tu występującej: potamissi. Krzewy na niej rosnące mają około dwustu lat. O cenie przyszłego stąd wina nawet nie myślę. Ale gdyby mi dano do wyboru: kieliszek DRC albo kieliszek wina z Naxos, bym się przez chwilę zastanowił.
Loïc Pasquet czuje wszak misję. Założył w roku 2021 europejskie towarzystwo „Franc de pieds”, wspierane przez księcia Alberta II, który użyczył mu w Monaco gościny. Płomienne wystąpienia Pasqueta przyciągają wiele wielkich nazwisk, ryzykantów z wyboru. Wśród nich samego Egona Müllera czy Thibault Liger-Belaira. Do stowarzyszenia – jest już ponad dwustu członków z całego świata – zapisali się też m.in. najwięksi winiarze loarscy, jak Thierry Germain, który od dobrych paru lat wytwarza świetne Saumur-Champigny „Franc de Pied”, czy François Chidaine.
Pasquet walczy o to, by na butelkach mogły figurować dwa certyfikowane logo. Pierwsze to zwyczajne „Franc de pied”, o które będą mogli zabiegać wszyscy winiarze wytwarzający wino z krzewów bez podkładki. Drugie, elitarne, „Franc de pied, L’Héritage original”, ma honorować winiarzy, którzy uprawiają bez podkładki odmiany tradycyjnie, od stuleci związane z danym terroir.
Marzenia są fajne, naukowcy też są fajni, ale o braku podkładek mówią niefajnie. Choć zapewne rozumnie: ostrzegają, alarmują. Mówią, że wystarczy jedna mutacja i całe światowe winiarstwo szlag trafi, trzeba hydrę wciąż dusić w kolebce, a nie pozwalać jej rosnąć. Istotnie, filoksera, jak wspomniałem, często trzebi nowe nasadzenia. W każdym razie naukowcy twierdzą, że szanse na uprawę bezpodkładkową dają takie tylko gleby, które zawierają nie więcej niż 3% gliny. Czyli większość światowych winnic odpada. Szanse dostarczają, jak wiadomo, gleby piaszczyste i wulkaniczne.
Kwestia jest z naukowego punktu widzenia bardzo skomplikowana, bo chodzi jeszcze o typy gliny i różne czynniki mikrobiologiczne. Za to marzenia nie są skomplikowane. A że wydajność z krzewów bezpodkładkowych pozostaje wybitnie niska, tym bardziej warto marzyć. Bo w końcu na tym polega definicja marzenia: powstaje tam, gdzie popyt jest duży, a podaż minimalna lub żadna.

Marek Bieńczyk

Marek Bieńczyk

- pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy "Kronik wina"; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski "Wina Europy". Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT