Działo się…
Szczerze mówiąc, nie znoszę pytań o polskie wino w typie: „Co Pan sądzi o polskim winie?”. I tak rok w rok. Co mam odpowiedzieć? Najlepiej byłoby: „A co Pan sądzi o winie francuskim (czeskim, słoweńskim, meksykańskim etc)?”. Sądzę, że jest. Jest takie i owakie, białe, czerwone, musujące. Jest drogie, ale bywa tanie. Jest pyszne, lecz bywa niepyszne. Uogólnienia w jakiejkolwiek postaci nie mają większego sensu. Lubimy je, bo ułatwiają myślenie, jednak niewiele objaśniają. Co sądzę o polskim winie? Sądzę, że we Fortecy warszawskiej u Kręglickich i Petryki odbyła się wielka degustacja połączona z jarmarkiem. Działo się. Pięknie to wyglądało, kilkudziesięciu polskich winiarzy, tłum ludzi, w większości trzeźwych, mnóstwo butelek, nieraz super etykietki, światowo jak najbardziej. Atmosfera, jaką pamiętam z najlepszych degustacji. Staliśmy się krajem także winiarskim, szybko poszło. W ćwierć wieku się porobiło. A kilka dni później trafiłem w Poznaniu na wielką degustację jednego z najlepszych polskich importerów. Vininova ma świetne portfolio, wręcz gwiazdorskie, przy czym nie są to gwiazdy holdingowe i lotniskowe, lecz, by tak rzec, gwiazdy jednostkowe. Zjechało się ich tyle, że niebo nad Poznaniem rozświeciło się na parę dobrych godzin. Sala pełna, organizacja świetna, pełna profeska, serce rosło. Fantastyczna obsada; jako Wujek Dobra Rada (czyli ten, kto swoich pieniędzy nie zaryzykuje) dodałbym tylko, że przydałyby się jeszcze wina z Santorini. To, co robi choćby Estate Argyros ze swoich wiekowych krzewów, ociera się o arcydzielność. Namawiam, tym bardziej, że w konkursie na wybitność to biel bierze górę, taki jest trend.
Na początku stulecia nasze winiarstwo (i importerstwo) raczkowało. O Romanie Myśliwcu, uznawanym symbolicznie za jego ojca założyciela mało kto wiedział. Ale degustacja jego win opisana na łamach Gazety Wyborczej rozpowszechniła jego imię. Roman przyjechał do Fortecy jako gość specjalny, honorowy, zasłużony; niemniej niż jego wiedzy o winie zazdroszczę mu włosów w ilości nieprzeliczonej; i tego nieśmiertelnego kucyka, który jest jak bicz na moją łysą pałę. Pogadaliśmy. Nie będę streszczał rozmowy, jedną tylko kwestię. Wiecie, jaka jest prawdziwa różnica między winiarzem a krytykiem winiarskim (i szerzej: zaawansowanym winomanem)? Nie to, że jeden robi wina, a drugi ocenia i często narzeka (winiarz wtedy myśli: niechby sam zrobił wino, i ma rację; kiedy czytam recenzje z moich książek, też myślę: niech no by jeden z drugim sam napisał książkę). To mianowicie, że każdy marzy o czym innym. Zapytałem Romana: czy przed zaśnięciem, kiedy już przestajesz myśleć o seksie, marzysz o wielkich butelkach, które byś chciał wypić? O petrusach, musigny i innych perłach tego świata? – Nigdy – odpowiedział Roman. – O seksie owszem. A my, krytycy, kiedy już przestaniemy myśleć o seksie? Zawsze. Co gorsza, niekiedy marzymy o nich, zanim zaczniemy śnienia o seksie.
Roman przywiózł do Fortecy swoją nową książkę. Pięknie wydaną, „101 odmian winorośli”. Jak wiadomo, ampelografia to jego konik, specjalność, całe życie. Czytam i myślę: co ja kurde wiem o winorośli? Po tylu latach? Pisania o winie? No, niezbyt dużo. Poza wszystkim innym, wiedzą, opisami, objaśnieniami bardzo podobają mi się nazwy odmian, tych mniej znanych. Każdy filolog i każdy poeta by je docenił: czy słyszeliście kiedyś o odmianie Talizman? Albo Vitis Coignetiae. Triumf Alzacji? De Chaunac? Jeśli nie, oddajcie wasz tytuł Master of Wine. Ja nie mam. Romanie Drogi, niech Ci się śni, pije i żyje jak najpiękniej. I podziel się kiedyś dokładniej obrazkami w Twojej głowie przed zaśnięciem. Dziękujemy za wszystko.

Ludzie nie tylko piją, ale też piszą. Minęło mniej więcej ćwierć wieku od chwili, gdy zaczęło się o polskim winie przebąkiwać, a później mówić. W tym samym czasie, kiedy powstawały nowe posiadłości, pojawiały się kolejne książki o winie. Już nie tylko przekłady, lecz oryginalne polskie produkcje. Dzieje się. Coraz więcej coraz młodszych i coraz piękniejszych autorów. Na przykład Małgorzata Sułek, na co dzień u Marka Kondrata w jego Baravino i Winach wybranych, od święta na winnicach świata. Albo odwrotnie. Właśnie ukazała się jej książka „Kieliszkiem po mapie. Wino w anegdotach”. Anegdoty dla każdego, a wiedza praktyczna, która im towarzyszy dla tych, którzy wina się dopiero uczą. Informacje techniczne bez zarzutu, zapał Małgosi – wcześniej pracownicy tak zwanego sektora finansowego – godny podziwu. Trochę go zazdroszczę, dzieli nas otchłań wieku. Ostatni raz udało mi się tak zachwycać w 1803, kiedy dopijałem resztki z butelki, którą Tomasz Jefferson zostawił na stole wine baru, gdzie robiłem na zmywaku.
Skoro o Marku Kondracie mowa. Napisał fajny wstęp do fajnej książki. Z roku 1927. Louis Forest, Jaśniepan Wino. Sztuka picia wina, przekład Oskar Hedemann, wydawnictwo Austeria. Austeria, wydawnictwo poważne i świetne, nie wydaje poradników. Książka Foresta, publicysty, eseisty, powieściopisarza dzisiaj opowiada nam, jak kiedyś opowiadano o winie – trochę inaczej, lecz nie tak bardzo. Wszystko jest w tej książce szlachetne, wydanie jest artystyczne, tym bardziej, że towarzyszą mu nadzwyczajne, modernistyczne, postsecesyjne ilustracje Charlesa Martina.
Zdarzało się w maju i na mojej prywatnej niwie. W maju trafiła w moje łapska butelka 61-cio letnia, z roku 1964, dobrego rocznika. Reserva Imperial od CVNE, jednego z najbardziej tradycyjnych producentów Riojy. Otwierałem butelkę z duszą na ramieniu, piłem z radością w sercu. Bardzo dobre wino nie wedle ulgowych kryteriów historycznych, lecz wedle smaku tu i teraz. W tamtych czasach, gdy wino powstawało, nuciłem piosenkę Beatlesów When I’m sixty-for. Dziwiło mnie wtedy, że można kiedyś mieć tyle lat, dzisiaj dziwi mnie, że to mnie dziwiło. Muszę poszukać starszych butelek; niech się nadal dzieje.

Marek Bieńczyk
- pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy "Kronik wina"; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski "Wina Europy". Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.