Vinisfera

Eben Sadie. Historia osobna

Zaczęło się od kłopotów ze znalezieniem posiadłości. Żadnych zachęcających drogowskazów, oznaczeń, czy tak częstych w tutejszych winnicach bramek ze szlabanami i umundurowanymi strażnikami. A przecież szukaliśmy jednej z najbardziej głośnych winiarni w RPA…

Zaczęło się od kłopotów ze znalezieniem posiadłości. Żadnych zachęcających drogowskazów, oznaczeń czy tak częstych w RPA bramek ze szlabanami i umundurowanymi strażnikami. A przecież szukaliśmy jednej z najbardziej głośnych winiarni w RPA… Wreszcie, trochę „w ciemno”, dotarliśmy na miejsce. Otoczenie było niepozorne – brak wypielęgnowanych kwiatów i kunsztownie przyciętych trawników, nie ma restauracji, punktów widokowych… Zamiast okazałych budynków – więcej niż skromna piwniczka z beczkami, winiarnia utrzymana w równie ascetycznym stylu. W biurze, jeśli można tak można nazwać dość swobodnie zaaranżowane pomieszczenie, kilka osób odpoczywało dyskutując. Wchodzimy. Od stołu wstaje młody mężczyzna. Jest w krótkich spodenkach i ocieplanych gumowcach. Podajemy sobie ręce – ma dłonie sczerniałe od moszczu – właśnie trwa winifikacja. „Jestem Eben. Napijecie się kawy?…”. I tak rozpoczęła się nasza wizyta.

Ziemia obiecana
Trzeba przyznać, że Eben narobił w winiarstwie RPA zamieszania. Wkurzył paru starych wyjadaczy, podniósł ciśnienie paru marketingowcom i dał do myślenia dziennikarzom. Dlaczego? Po prostu – zaczął robić wszystko po swojemu.
Najpierw ukończył wydział winogrodnictwa i enologii w Stellenbosch, praktykował w paru winiarniach, sporo podróżował (Francja, Niemcy, Kalifornia). Pod koniec lat 90. podjął współpracę z Chrlesem Backiem przy uruchamianiu winiarni Spice Route, w Swartland. Zrobił tam jednak tylko dwa roczniki wina i z początkiem nowego millenium uruchomił w regionie własny projekt – Sadie Family. Zaczął pomału, niewielkim nakładem finansów. Jak nazwa wskazuje przedsięwzięcie było typowo rodzinne (38-letni Eben ma żonę, troje dzieci, siostrę i brata, którzy również zaangażowani są wino).
Miejscem przeznaczenia pozostał Swartland, dokładniej – okolice na południowy wschód od Malmesbury. Jest to rejon, gdzie tradycyjnie uprawiało się zboża i długo w tym miejscu nie widziano zbyt wielkiego potencjału dla winorośli. A zdaniem Ebena, Swartland ma najlepsze, ubogie ziemie, nie potrzebują one nawożenia, wzmacniania czy zmiany ph gleby przez jej nawapnianie, co dość często praktykują inne winiarnie. Choć region długo był marginalizowany, to przecież znaleźli się i tacy, którzy potrafili już wcześniej interesująco odkryć potencjał tego miejsca (np. Allesveloren).
Jak zapewnia Sadie, od początku starał się nikogo nie kopiować, tylko szukać własnej drogi. Nie od razu się udawało, Eben na starsze roczniki swych win patrzy dziś krytycznie. Jest świadomy drogi, jaką musiał przejść. „Pamiętam dobrze rocznik 2003, wina były zbyt słodkie, niepoukładane. Jednak pracując z winoroślą dojrzewasz, uczysz się. Uzyskania własnego stylu nie da się sztucznie wykoncypować. To właśnie doświadczenie, tradycja i praca w winnicy są naturalnym przenoszeniem stylu i możliwości jakie daje ziemia. Z roku na rok uczymy się trzymać nad nią kontrolę, doglądać jej, ale też przesadnie nie ingerować. Przecież dokładnie dzięki temu – doświadczeniu i długiej tradycji, winiarstwo Francji czy Włoch jest tak niepowtarzalne i silne. Dlatego musiałem znaleźć właściwą moim winnicom ekspresję, kontekst. To wymaga ciężkiej pracy. Oczywiście wszyscy gadają, że praca w winnicy to podstawa, tyle że je częściej widzę winiarzy siedzących w biurze niż przy winorośli.”

Własne ścieżki
Sadie konsekwentnie poszedł własną drogą. Prowadzi winnice ekstremalnie, nie nawadnia ich jak czyni to wielu producentów. Krzewy w większości prowadzone są „na dziko” przycinane „na głowę”, by maksymalnie mogły koncentrować wodę (wyjątkiem jest wrażliwy viognier, którego trzeba prowadzić w klasycznych szpalerach). Dokonuje się ponadto rygorystycznej redukcji i selekcji w owoców w winnicy, bo Eben sceptycznie odnosi się do prac przy stołach sortowniczych. Wszystkie prace i zbiory wykonywane są ręcznie.
Sadie chętnie opowiada o różnym terroir występującym w jego okolicy: wskazuje na niosące mineralność i pikanterię granity znajdujące się na wzgórzu Paardeberg, gdzie ma winiarnię, glebę wulkaniczną i żwiry niedaleko Darling czy piaskowo-gliniaste na Glenrosa Ridge.
W 2003 roku 7 kilometrów od pierwszej, bazowej winiarni ruszył jego drugi projekt – Sequillo Cellary (tu powstają dwa wina – białe i czerwone o nazwie Sequilo, wspólnikiem jest winemaker Cornel Spies). Sadie ma w sumie około 15 hektarów winnic w różnych, rozproszonych parcelach – jego zdaniem tylko małe winnice mogą „przenosić” cechy terroir.
Warto wspomnieć, że wcześniej, w 2001 roku spróbował również swoich sił w Europie – w Prioracie ruszyła jego winiarnia Terroir Al Limit. Od tej pory, Eben działa na różnych półkulach ziemskich i robi dwa roczniki wina rocznie.

Przykręcanie śruby
W RPA Eben pracuje z odmianami, które według niego odpowiadają naturze miejsca, nie poszedł w najmodniejsze rozwiązania, dlatego w jego winnicach nie znajdziemy, np. masowo już występującego w RPA sauvignon blanc. Kładzie ekstremalny nacisk na wydobycie wszelkich naturalnych aspektów siedliska. Pracuje na naturalnych drożdżach, maszyny i urządzenia ograniczone do minimum – kiedy wina są przelewane z plastikowych „kadzi” do większych zbiorników, nie używają tu pomp, tylko podnośników, na których umieszcza się pojemniki i przy pomocy grawitacji dokonuje zabiegu przelania. Sadie sięga też po inne „własne” rozwiązania. Wina, oprócz klasycznych beczek dojrzewają w dużej, drewnianych kadzi typu fudre (co nie jest aż tak popularne w RPA), korzysta też z kilkusetlitrowych cementowych, jajowatych zbiorników do fermentacji (z takich samych korzystają np. u Rupperta-Rotschilda).

Kompozycje
I znowu, choć wielu winiarzy stawia na jednoodmianowe wina lub proste kupaże, Eben charakter wina próbuje w pełni osiągać stosując rozmaite blendy zarówno jeśli chodzi o odmiany jak i korzystanie z win pochodzących z różnych parcel. Wydaje się, że w pełni dojrzał do tego komponowania. Wszystkie wina powyżej 14 procent alkoholu, ale zupełnie tego nie widać, cechuje je czystość, szlachetność – to świetny materiał podszyty wyrazistym, mineralnym szwem.
Degustację zaczęliśmy zupełnie nie po kolei – od win czerwonych, ale jak się miało okazać nie miało to zupełnie znaczenia. Czerwona Columella 2007 (znakomite) to syrah i 20-procentowy dodatek mourvedre. W winie tym nie ma śladu słodyczy, przejrzałego owocu czy beczkowej wanilii, jest za to zwięzłość i szlachetność koncentracji – wyraźnie zaakcentowana shirazowa szorstkość tanin i płynąca z mourvedre ziemistość i chropowatość owocu. Wino świetnie zbalansowane, kwasowe i mineralne. Są tu rejestry mokrej, tłustej ziemi, jagód, czarnego bzu, aronii. Wino intensywne, ale powściągliwe. Warte dekantacji.
Podobnie jest z czerwonym winem pochodzącym z drugiej winiarni – w Sequilo 2006 (znakomite) prym wiedzie syrach podbity mourvedre i granache noir. Wino jest świeże i przejrzyste konceptualnie, pokazujące jaki talent i wyczucie ma Seddie przy zestawianiu win. Przy swej ewidentnej młodości i ziemistości, wypada ono bardzo elegancko, w ciemnych tonacjach, jest soczyste, ma wspaniały nerw i pieprzne tło. Dobre taniny, koncentracja dają mu wspaniały potencjał na przyszłość.
Używając bokserskiej terminologii powiem, że choć Sadie całkiem przyzwoicie mnie przy winach czerwonych wypunktował, to dopiero białymi mnie posłał na deski. Tego się nie spodziewałem. Zaczął delikatnie i bardzo szlachetnie od Sequilo 2009 (znakomite).
Składa się z chenin blanc, grenache blanc, viognier i roussanne. To wysmakowane i swoiście kruche wino budową łączy elementy kwiatów i owocowości, delikatnej, nerwowej kwasowości i świetnego podbicia mineralnością. Wszystko równe, konsekwentne, delikatne a zarazem intensywne i długie. Ewidentnie jest to południowoafrykańska czołówka.
Decydujący uderzenie spadło przy winie Palladius 2008. Pomyli się ten, kto pomyśli, że chodziło o moc. Wręcz przeciwnie, była to finezja, delikatność – prawdziwie artystyczna propozycja, którą tworzy bogata kompozycja odmian, które wspierają tu pochodzące z 75-letnich odmian chenin blanc, są to grenache blanc, roussanne, marsanne, viognier, semillon, clairette, verdelho i chardonnay. Sadie pozwala sobie przy pomocy małych puzzli skonstruować pełny i urzekający podniebienie obraz wina. Jest w nim niezwykła delikatność, chłód, mineralność. Ma gładkość i czystość, w tle pokazując trochę ziół, jaśminu i mineralnej oleistości.
Po takiej degustacji dostaje się zupełnie nowy obraz i opinię o białych winach z RPA. Bardzo wiele mówiła ona o sposobie pracy Ebena.
Degustowaliśmy również porto wykonane przez Sadiego z Dirkiem Niepoortem. Ten „wybryk” uznać można za zapowiedz kolejnego intrygującego etapu drogi Sadie’go. Porto okazało się świeże, głębokie, mocno owocowe, jeszcze się integrujące, ale zapowiadające przyjemnie złożone i treściwe wino. Ciekaw jestem win Ebena powstających w Prioracie – czy tam są równie złożone, czy są finezyjne?

Pochwała konsekwencji

Nie mam wątpliwości, że Eben Sadie to winiarz na swój sposób osobny, wyjątkowy – widać u niego odmienny koncept zarówno jeśli chodzi o winnicę jak i wina. Mimo dość młodego wieku Sadie zdaje się już całkiem dobrze ukształtowanym winiarzem. Robi swoje i bezwzględnie wysoko stawia poprzeczkę konkurentom. Swoimi działaniami uruchomił też jakiś pozytywny nerw w południowoafrykańskim winiarstwie.
Oryginalność podejścia i konsekwencja w niezależnej postawie zapewnia mu sukces i oczywiście, nie żałujących niepochlebnych opinii, wrogów. Zarzuca mu się wysokie ceny win (rzeczywiście jest bardzo drogo jak na RPA, ceny od 20 do 60 euro za butelkę), Sadie tłumaczy to jednak dużym nakładem sił, środków i swoiście ekstremalnym działaniem.
Dokonania Ebena pozwalają spojrzeć na winiarstwo RPA z zupełnie innej strony. W świecie przez niego stworzonym Nowy Świat wcale nie jest taki „nowy” jak go zwykliśmy nieco z wyższością traktować. Ktoś też może powiedzieć, że Sadie przyjął wykalkulowaną pozę, że znalazł pomysł na odpowiednie „ustawienie się” na rynku i że potrafi dobrze opowiadać. Nie sądzę. Prawdę o winie zawsze przecież i tak odkrywamy w kieliszku, nie w przemowach. Mnie spodobało się, że Eben po nalaniu wina, ocierał po prostu szyjkę butelki dłonią. Wtedy przez chwilę pomyślałem, że chyba nie pozuje… Wiecie co mam na myśli?

Sadie Familie, Swartland, RPA

© Tekst i zdjęcia: Mariusz Kapczyński

Importerem w Polsce win Sadie Family jest: Fine Food Group

Ogólny tekst poświęcony winom w RPA znajdziesz TUTAJ a zdjęcia TUTAJ

Tu można posłuchać Ebena, zobaczyć jego winnice i winiarnię:

{http://www.youtube.com/watch?v=JS4NFIh-zAc}

Tekst w nieco zmienionej formie ukazał się w Magazynie Wino

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT