Vinisfera

Elena Fucci. Lawa i popiół

Na butelki Eleny Fucci rzuciłem się jak wilk na owcę czy raczej, zważywszy pesel, jak dziadek na fotel. Z wielu powodów. Pierwszym, choć nie najważniejszym, jest fakt, że mojej żonie też na imię Elena. Drugim taka oto moja właściwość, że ufam winom robionym przez kobiety. Nie jest to ani stwierdzenie genderowe ani niegenderowe; po prostu rzadko się zdarzyło, by mi nie smakowały wina, które wyszły spod ręki kobiet. Czy to w Burgundii (Lalou Bise-Leroy oczywiście, Cecile Tremblay), czy to w Alto Adige (Elisabeth Foradori), czy to w Bierzo (Veronica Ortega), czy w Langwedocji (Marlène Soria), czy to – jak okaże się w tym przypadku – w Basilicacie. A to tylko kilka ledwie przykładów. Mam przy tej okazji poczucie, że kobietom lepiej wychodzą zwłaszcza wina jednoodmianowe, in purezza; blendy bordoskie to ich mniej mocna strona. Również i to nie jest stwierdzeniem genderowym ani niegenderowym. Jest i trzeci powód: moja może nieco ostrożna, lecz niekłamana sympatia do aglianico.
Aglianico to byt trudny, nie tak łatwy do zrozumienia, stąd i moja ostrożność. Często sadzi się go na glebach wulkanicznych czy przynajmniej z jakąś ich dużą domieszką. Co też mi się podoba, bo bardzo lubię wina, które nazywam roboczo „międzynarodówką wulkanów”: chodzi mi o wina białe, czy to z Etny, czy z Kampanii, czy z Santorini, itp. Coś je łączy i aromatycznie (słodycz-sól) i konstrukcyjnie, fajnie jest. Więc i czerwone wulkaniczne wydają mi się osobne i ciekawe – aglianico na ogół najlepiej wychodzi na glebach właśnie wulkanicznych.
Często mówi się o aglianico jako o „nebbiolo południa”, bo i mocne garbniki, i wysoka kwasowość. I pewien rodzaj przewiewności zarazem, nieco podobnej tej, którą przynosi nebbiolo, a zwłaszcza pokrewny nebbiolo burgundzki pinot noir. Dobrze, coś w tym jest, lecz nieco istotniejsze wydaje mi się to inne porównanie: z północnym syrah rosnącym na granitach. Chodzi mi o to, co nazywam „ciemną” albo „ponurą mineralnością”. Nie mówię tego pejoratywnie; wręcz odwrotnie. Ten ciemny dotyk wina na podniebieniu wiąże się zapewne z właściwym aglianico taninom, które nie są ściągające, lecz dają winom mocny (jakby grała perkusja) podkład. Jakby dobrze słyszalne tam-tamy; pewnie przesadzam, ale chodzi o doznanie niepokoju, dziwności i monolitycznej siły dźwięku.

 
Aglianico spod ręki Eleny Fucci
 

Aglianico spotkać można w południowych Włoszech często gęsto. Najbardziej znane wina pochodzą z Campanii (ten, kto pił dwudziestoletnie Radici od Mastroberardino, doczyta ten tekst do końca), gdzie jest podstawą kilku apelacji; nie wszystkie bazują na wulkanicznej glebie. W Basilicacie, gdzie w przeciwieństwie do Campanii regulamin apelacyjny dla apelacji Aglianico del Vulture wymaga wina całkowicie jednoodmianowego, ze 100% aliagnico, najlepsze winnice mieszczą się u podnóża wschodnich ścianach wygasłego wulkanu Monte Vulture, najwyższego szczytu w Apenianch południowych. Tutejsza ziemia to, jak określa sama Elena, „lawa i popiół”, ich melanż zwie się w języku lokalnym „pozzolana”.   
Tam właśnie Elena Fucci ma swoich 6 hektarów, uprawianych naturalnie, bez użycia chemii, i wytwarza z nich jedno jedyne wino – Titolo, o którym myśli po burgundzku jako ekspresji jednego cru. Uznawane jest ono przez prasę winiarską za jedno z najlepszych, jeśli nie najlepsze, win regionu i obdarzane przez Gambero Rosso wyróżnieniem tre bicchieri. Swoje punkty i laury dokładają inni, np. Wine Spectator („Sto najlepszych win włoskich”), itd.
W roku 2000 rodzice Eleny, pracujący nauczyciele, podjęli decyzje o sprzedaży winnicy, z której grona dotychczas szły do spółdzielni. Klamka już właściwie zapadła, lecz Elena, wybierająca się  na studia, poczuła, że taka sprzedaż byłaby świętokradztwem; zmieniła plany, postanowiła studiować enologię i po paru latach zaczęła samodzielnie zarządzać posiadłością (produkuje się tu również oliwę).
Lawa i pył – jak przekształcić ich substancję w wino? Pojęcia, którym operuje Elena Fucci, są oczywiste: jak najmniej interwencji, zbiór ręczny, po odszypułkowaniu całe grona trafiają stalowych kadzi; temperatura fermentacji nie przekracza 24 stopni. Druga fermentacja odbywa się w beczkach, w zależności od rocznika tylko nowych lub częściowo nowych (zazwyczaj 50%). Starzenie trwa rok. Po rozlaniu wino odpoczywa 6 miesięcy w butelce. Drożdże naturalne; siarka max 2mg/l. Istnieje też eksperymentalna wersja z amfory (ledwie tysiąc butelek).
Miałem okazję pić rocznik 2018, bardzo wysoko oceniany nie tylko we Włoszech. Wino rozwija się z czasem, po kilku godzinach alkohol (14%) zaczyna się wtapiać. Bukiet jest bardzo oryginalny, niestandardowy; nie to, że piękny wprost, lecz intrygujący; dużo nut ziemisto-korzennych skontrowanych przez czyste nuty ciemnych owców i lekkie aromaty kwiatowe. Dobrze to jest wąchać, coś się dzieje, coś szczególnego. Usta oksymoroniczne; ewidentnie garbniki zostały wytresowane i ugładzone – przy czym już teraz nuty beczkowe są w stanie widmowym, zanikającym; wino układa się miękko, fałdziście, „po burgundzku”, ale też stąpa po twardym podkładzie, który trudno nazwać inaczej niż mineralnym. Ciekawe, nie tak łatwe, lecz bardzo wciągające wino. Zastanawiam się, jakby wyglądało przy 13,5% alk; lecz pewnie to oznaczałoby zbyt niski próg dojrzałości. (92-93 pkt.)
Drugie wino, które miałem okazję degustować, to również wino z apelacji Aglianico del Vulture zwane Sceg z rocznika 2019 (due bicchieri w Gambero Rossso). Wymawia się to „szeg” i w staroalbańskim dialekcie Albańczyków, którzy kiedyś wyemigrowali do Basilicaty, znaczy „owoc granatu”. Elena stworzyło to wino z 70-letnich krzewów należących do przyjaciół jej blisko stuletniego dziadka; krzewy te rosną również na wulkanicznej glebie z warstwą gliny. I w tym przypadku uprawa jest organiczna; dojrzewanie odbywa się w 500 l beczkach. Wino ma 13,5%. Również ciekawe, wielowarstwowe do dłuższej interpretacji. Bardziej dzikie od poprzedniego, nieco bardziej rozbuchane, charakterne, ujawniające w mym odczuciu pewną brutalność aglianico, zwłaszcza w drugiej, zdecydowanej, ziemistej końcówce. Jak poprzednie w wadze lekkopółśredniej, nieprzytłaczające w żaden sposób masą. Buchające owocem, z bardzo mocnym, „ciemnym” rysem mineralnym, bez żadnego wdzięczenia się. (89-91 pkt.)
Punkty stawiam prowizorycznie; nie o nie tu chodzi, lecz o bliskie spotkanie z aglianico, tak odmienne od innych winnych spotkań.
Gdyby kogoś turystycznie czy profesjonalnie interesował kontakt z posiadłością Eleny, podaję namiary:
marco.tomassini@dolcevitaly.net
Tel. 0039 3485548435

Marek Bieńczyk

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT