Marlborugh. Nowa Zelandia. Niemal 100 helikopterów w trybie pilnym wezwano do winnic w regionie Marlborough w Nowej Zelandii. Potrzeba była rzeczywiście nagła. Helikoptery już nie raz wykorzystywano dla zabezpieczenia winnic. Przed czym? Czyżby atak szarańczy?
Nie. Helikoptery wezwano ponieważ nad winnicami zawisła groźba silnego przymrozku. Sceny z akcji, pokazywane w lokalnej telewizji przypominały jako żywo „Czas Apokalipsy” – unoszące się nocą nad winnicami helikoptery robiły niezwykłe wrażenie.
Helikoptery wynajęte zostały przez wystraszonych przed klęską winiarzy, którzy usilnie zaradzić chcieli nadciągającemu przymrozkowi. Przyszłe zbiory mogły zostać zupełnie zniweczone. Helikoptery mogą temu zaradzić. Silny podmuch powietrza i jego cyrkulacja jaka powstaje podczas pracy śmigieł maszyny pozwala zassać cieplejsze partie powietrza i „ogrzać” nimi winnicę. Niektóre helikoptery musiały przelecieć ponad 400 kilometrów aby wspomóc winiarzy i zagrożone parcele.
Zagrożone przymrozkami winnice na różne sposoby ratuje się nie od dziś. Najbardziej tradycyjnym jest rozpalanie ognisk między winnicami, czy też rozpalanie go w specjalnych piecykach umieszczonych miedzy rzędami winorośli. Ocalenie dobrze zapowiadającego się rocznika kosztuje jednak dużo nerwów i pieniędzy. Straty mogą okazać się ogromne, dlatego winiarze czujnie śledzą prognozy pogody i są w kontakcie ze stacjami meteorologicznymi, by móc w porę zareagować.
Wynajęcie helikopterów z pewnością odbyło się dużym finansowym kosztem i z pewnością wpłynie na ceny win pochodzących z ochranianych w ten sposób winnic…
źródło: Decanter
Na zdjęciu poniżej winnice rodziny Zuccardi w Argentynie. Rozwieszone miedzy rzędami winorośli piecyki przygotowane, by móc w każdej chwili rozpalić w nich ogień i zapobiec zgubnym wpływom przymrozku (fot. Mariusz Kapczyński ©)