Kochać życie
W ostatnich dniach korespondencja, która do mnie dotarła, była obfita. Proszę pozwolić, że się nią podzielę.
„Szanowny Panie Redaktorze,
Jestem producentem białych win w apelacji Rueda. Nie stosuję fermentacji malolaktycznej, gdyż uznaję, że w dzisiejszych czasach wina powinny być szczupłe i dynamiczne w przeciwieństwie do mojej teściowej. Wiem, że dowcipy z teściową jak Unia Europejska długa i szeroka są przebrzmiałe, niepoprawne i z brodą, lecz co ja biedny mam zrobić. Kiedy Manuela, teściowa znaczy, przyjdzie do nas i usiądzie, nic jej z fotela nie ruszy. Muszę otwierać butelkę za butelką, pomniejszać w ten sposób zarobek, a i tak czego to się nie nasłucham. Jasny szlag, słyszę, co to za wino, chude i cienkie jak twoje dochody. Zrobiłbyś coś wreszcie tłustszego i smaczniejszego. Bâtonnage, malaloktyczna, późniejsze zbiory, więcej alkoholu. Co to, carramba, jest, życia nie kochasz? Teraz Pan rozumie, Panie Redaktorze, moje podejście winiarskie. Na koniec mojego listy spytam tylko, czy nie pomógłby mi Pan znaleźć dobrego importera w Polsce? Przecież u was też są teściowe. Proszę przyjąć wyrazy”.
„Szanowny Panie Redaktorze,
Jestem producentem win białych w apelacji Etna. Nie stosuję fermentacji malolaktycznej, bo kocham życie. A życie to energia, werwa i mineralność. Sód, magnez, potas, cynk. Proszę tego nie brać do siebie, lecz widziałem w internecie Pańską fotografię i jestem przekonany, że zwłaszcza cynku Panu brakuje. Z tej prostej przyczyny moje wina mogłyby przywrócić Panu zaburzoną równowagę i służyć za cenne elektrolity. Nie tylko Panu, lecz także Pańskim rodakom, których niejaka ślamazarność – żaden jeszcze nie zgłosił się do mnie z propozycją importu moich win – dałaby się łatwo wykorzenić. Proszę uprzejmie znaleźć dzięki swoim znajomościom kogoś, kto zechce w patriotycznym geście sprowadzać moje wina. Z wyrazami szacunku…”
„Szanowny Panie Redaktorze,
Jestem producentką win białych w Douro. Nie wiem, czy Pan nazywa się Bońkowski czy Bieńczyk, bo po okładce przewodnika nie da się rozpoznać. Zakładam, że Bieńczyk. Ale przechodzę do rzeczy: nie stosuję fermentacji malolaktycznej, bo po co. Mało to na świecie nieszczęścia? Nie stosuję też drożdży wyselekcjonowanych. Bo uprawiam z moim kochankiem Dirkiem jogę. Mój mąż Manuel uprawia w tym czasie winnicę. Stoimy z Dirkiem na głowie, a wino robi się samo. Taki jest trend. A propos, czy umie Pan, Panie Bońkowski, stać na głowie? Jeśli Pan kocha życie, proszę się nauczyć, to nie jest takie trudne. Zwłaszcza po wypiciu mojego wina. Które mogłoby zagościć codziennie na Pańskim stole, gdyby znalazłby mi Pan fajnego importera. Proszę przyjąć wyrazy…”.
„Szanowny Panie Redaktorze,
Jestem producentem win białych na Santorini i powiem od razu, że nie stosuję fermentacji jabłkowo-mlekowej. Nie stosuję też maceracji, bo nie znoszę wylegiwania się w łóżku. Nie to co mój syn, który wczoraj do dwunastej kimał w wymiętej pościeli. Daleko pada jabłko od jabłoni; Pan sam rozumie, że nienawidzę jabłek. A także pomarańczy, bo my mówimy tutaj: niedaleko pada pomarańcz od drzewka pomarańczowego. Poza tym wszystko dobrze. Jestem przystojny, mam Fiata Punto, dobrze gotuję, a i winko nieźle mi wychodzi. Słowem, jestem całkiem szczęśliwy. Do pełnego szczęścia brakuje mi tylko dobrego importera w Polsce. Gdyby Pan zechciał kogoś mi znaleźć, byłbym nieskończenie wdzięczny. Jak mawiał Platon: lepszy dobry importer niż najlepsza książka. Mam nadzieję, że Pan nie pisze. Proszę przyjąć wyrazy…”.
„Szanowny Panie Redaktorze,
Jestem producentką białych win w Sancerre. Wbrew wszystkim nie stosuję fermentacji malolaktycznej, bo już taka jestem. Zawsze zbuntowana, od dziecka. Pierwszy raz uciekłam z domu jak miałam osiem lat. Od ojca, Pan rozumie. Pił od rana do wieczora, ale tylko niekwasowe. Jego sancerre było obłe jak całe jego życie. Wie Pan, on chyba życia nie kochał. A ja tak. No i ten bunt we mnie został. Nawet nie powiem, na kogo głosuję, bo by Pana zatkało. Na etykietce mojego najlepszego wina, cuvée Wal się, Stary Dziadu, wąż z mordą mojego ojca kusi Ewę, mnie znaczy, jabłkiem. Moją odpowiedź Pan zna. No ale tego, prośbę mam. Znajdź mi Pan fajną importerkę w Polsce, najlepiej zbuntowaną. Zbuntowaną, co nie znaczy, że nie będzie płaciła. Trzymanko i proszę przyjąć wyrazy…”
„Szanowny Panie Redaktorze,
Jestem producentem win białych na półwyspie Helskim i nie stosuję fermentacji malolaktycznej. Bo nie bardzo umiem. Mam za to wybitne terroir, czysty piasek; dlatego nie było u nas filoksery. Pan tyle o Francji; może by znalazł Pan dla mnie w Paryżu uczciwego importera? A jak nie Pan, to może ten Bońkowski, bo słyszałem, że nagrodę Nike dostał. A w ogóle to zapraszam na śledzika, sparujemy z moim winem i znowu pokocha Pan życie. Proszę przyjąć wyrazy…”
Marek Bieńczyk
Marek Bieńczyk
- pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy "Kronik wina"; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski "Wina Europy". Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.