Vinisfera

Koniec ziewania

Wszyscy jak tutaj ponuro siedzimy, zadajemy sobie pytanie: czy grozi nam przy winie nuda? Pytanie jest słabo postawione, skoro wszyscy bujamy się w wesołym miasteczku zwanym Inflacja, a codziennej grozy dostarcza serial Putina. No ale zadajmy je jeszcze jeden raz dla czystej fantazji, dla przyjemnych mrzonek: czy na przykład, gdybyśmy zostali zaproszeni przez prezesa Glapińskiego do restauracji, groziłaby nam nuda? O winach mówię, nie o rozmowie.
Otóż nie. W restauracji (statystycznie rzecz biorąc) nuda już tak bardzo nie grozi. A czy kiedyś groziła? Tak. Jeśli nie nam, to pracownikom koncernów i rad nadzorczych. Szli tacy do wymuskanej restauracji i musieli zamawiać szampana i bordeaux, bo tego wymagał niepisany obyczaj: chcesz czuć się prestiżowo, chcesz czuć się wyjątkowy i wyróżniony pieszczotą losu, to pij najbardziej znane marki, szampańskie cuvée de prestige i klasyfikowane medoki. A na deser sauternes. Karty win w ceniących się restauracjach, zwłaszcza francuskich, były jeszcze dziesięć-dwadzieścia lat temu monotematyczne. O polskich nie ma co nawet wspominać, to nie były karty, to był zlot przypadków imienia Świętej Mamony. Drogo i bez sensu. Szybowce absurdu.
Wiadomo, co się stało od pewnego czasu. Karty win zmieniły się radykalnie. Byłem ostatnio (bez prezesa) w kilku bistro francuskich i starym zwyczajem cichociemnego czy harcerza, który zagląda pod spódniczki, w drodze do toalety zapuszczałem żurawia na lewo i prawo, by zobaczyć, co piją inni: żadnego bordeaux przez dwa tygodnie obserwacji.

(fot. M. Kap©zyński)

Najpierw masowo wbiegły na nowe karty burgundy i zaczęły równoważyć bordoską stronę, by z czasem ją zastąpić i z hukiem się wysunąć na pierwsze miejsce. A później, jak w słynnym wierszu Kawafisa, przyszli barbarzyńcy i stali się jakimś rozwiązaniem: nie tak drogo i wstydu nie ma. Teraz już nie ma. Nawet gdy się jest w radzie nadzorczej. Obok szampana pet-naty, a wśród wytrawnych Jura, Loara i to z mało znanych apelacji jak Jasnières, Owernia, królowa win naturalnych, wcześniej znana głównie z wygasłych wulkanów, albo nieznane wina francuskich Basków. Do wyboru, do koloru, monotematyczność rozproszona jak wojsko Custera pod Little Big Horn, nie da się ziewać.
To oczywiście signum temporis, jedno z wielu mówiących o zmianie gustów – piszemy o tym od lat. We wspomnianych bistro jest ona widoczna jak na dłoni, i nie tylko pod względem winiarskim. Od paru lat funkcjonuje pojęcie „bistronomie”, która rywalizować ma z tradycyjną „gastronomie”. „Gastronomie” oznacza we Francji kuchnię wysoką, gwiazdkową, produkty najwyższej klasy, wyrafinowanie i ogólną „elegancję francję”. W bistronomii ma być dobrze i bez pompy, nie warto odwracać talerzy na drugą stronę, by sprawdzić na jakiej to porcelanie serwują nam pieczyste, czy, coraz częściej, niepieczyste.
Po czym poznać bistro, które zalicza się do prądu „bistronomie”? To proste. Nie ma obrusów, dania serwuje się na goły stół, stoliki są tu tak ciasno poustawiane, że ocieramy się barkami o sąsiadów, z których połowa mówi po angielsku, jest gwarno, kelnerzy i kelnerki w byle jakich gaciach, nieraz krótkich, gdy nadszedł upał, kuchnia ma być wysokiej klasy, ale bez wariacji i cenowo w miarę jeszcze dostępna (choć to już staje się pobożnym życzeniem), i bez rezerwacji trudno znaleźć miejsce.
W sumie przeciwieństwo restauracji wysokogwiazdkowych, w których panuje pustynna cisza, muszki podskakują na grdykach kelnerów jak Pigmeje na bungee, obrusy są białe jak śniegi Kilimandżaro, a stoliki odsunięte od siebie na bezpieczną odległość i zdobione bukietami kwiatów. Zdarza się, że bistro biją restauracje nawet trzygwiazdkowe także kartami win. Z przyjaciółmi poszedłem w Paryżu do bistra „Le Petit Sommelier”, którego karta uchodzi za najlepszą mieście. Kuchnia niewyszukana, tania, w miarę solidna, ale to ową kartą bistro przyciąga ludzi w piątek i świątek. Faktycznie niezła, jeśli chodzi o burgundy to prawie tak dobra jak karta w warszawskich „Dyletantach”. Jeśli chodzi o całość, to też niewiele od niej odstaje.

(fot. M. Kap©zyński)

Karta zatem super, tylko że w dużej mierze do niczego. Układał ją jeden z najlepszych somelierów/dziennikarzy winiarskich i właściciel bistro, często jego artykuły czytam, lecz nie zmienia to faktu: co z tego, że oferta burgundzka wywołuje falę ciepła i pożądania, skoro wina nie są do picia? Świetne, ale za parę lat. Jeśli nie paręnaście. Nominalnie wina są na karcie i krytycy dają jej tytuł najlepszej w mieście, ale faktycznie, tak sobie będąc, nie są. Nie są niczym więcej niż pięknymi nazwami do lektury. Przyjaciele, chcąc mi sprawić frajdę, zawinszowali drogą butelkę – wybraliśmy chambolle premier cru od Le Moine’a, 2016. Potencjalnie wielkie, obecnie zero przyjemności. Na szczęście są wyjścia zapasowe. Innym razem, gdy zawitałem do „Le Petit Sommelier” z kumplami nie mającymi o winie pojęcia, bo za dużo czytają powieści, zamówiłem wino najtańsze. Najtańsze bąbelki, nie szampan, a Jura, pycha. Najtańsze czerwone, hiszpańskie od Envinate, z winnic nadatlantyckich, pięknie słonawe, pycha. No ale właśnie: hiszpańskie w centrum Paryża, na tym polega zmiana i – mimo tych za młodych pereł burgundzkich – przemyślna robota sommeliera, który umie szukać na poboczach. I żadnych przy tym z jego strony rekomendacji win najdroższych, przeciwnie: gdy wskazaliśmy na wybrane butelki, kiwnął głową z uznaniem. W ogóle się nie nudziliśmy.
Byłem też ostatnio w warszawskim „Źródle”. Kuchnia nietypowa, a dobra (żadnych policzków wołowych, halibuta/dorsza i udka kaczego, i kotlecików jagniących – żelaznego zestawu naszych knajp), karta win jeszcze bardziej inna. Niemal wyłącznie wina naturalne, starannie dobrane, wielu nie znałem, napiłem się alzackiego białego z solery. Alzackie z solery! Nudy nie było.
Takie oto pocieszenie, w chwili, gdy tak tu wszyscy siedzimy ponuro.
Reszta w rękach prezydentów i prezesów.

Marek Bieńczyk

- pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy "Kronik wina"; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski "Wina Europy". Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT