Vinisfera

Krzewy na piasku

Wina z Collares (albo Colares, jak preferuje nowsza ortografia) piłem w niewielkiej ilości może dwadzieścia lat temu na jakichś targach w Portugalii i pewnie do końca życia bym już po nie nie sięgnął, gdyby Michał Gawłowski nie zaprosił mnie parę tygodni temu na degustację tych podlizbońskich win, które pieczołowicie sam wychodził w portugalskich sklepach i winiarniach.
Wina były stare, starsze od niemal wszystkich uczestników spotkania, a co się kryje pod „niemal”, domyślcie się sami. A zatem dla białych roczniki 1970-71, dla czerwonych – głównego korpusu degustacji – głównie z lat 60-tych, a jedno słodkie pochodziło prawdopodobnie z z lat 30-tych – dokładnej daty nie oznaczono. Jak na tak wiekowe butelki, ceny względnie nieduże (50-100 euro), wiele klasowych, ale jeszcze świeżych win z Portugalii wskakuje już w ten przedział.
Poszedłem na degustację z ciekawości, wyszedłem zdziwiony. Było się czemu dziwić i to z paru powodów. Pierwszy raz tamtego wieczora wybałuszyłem oczy, patrząc na slajdy przedstawione przez Michała Gawłowskiego, częstego gościa w Colares, czyli nadmorskim, a właściwie nadoceanicznym pasie nieopodal Lizbony. Na slajdach ocean parę kroków w głąb, plaża, i na pierwszym planie piaski, po których pełza winorośl. Pełza dosłownie na przekór wszelkim guyotom, royatom i lyrom. Jak mogła ona wyrosnąć na piasku i z piasku? Kolejne slajdy dostarczały odpowiedzi; przedstawiały głębokie doły, wykopane ręką człowieka; na tyle głębokie, że skryłyby każdego Portugalczyka (może z wyjątkiem Manuela Maiorala) i co drugiego Masaja. W tych głębiach umieszcza się sadzonki, których pędy alpinistycznym wysiłkiem będą ciągnęły w górę aż do skutku, aż do przebicia się i łypnięcia na ocean.

Królewską odmianą dla win czerwonych jest tutaj ramisco, o którym można by napisać serial zatytułowany „Garbniki nie płaczą”. Za żadną cenę; żadnej taryfy ulgowej. Wzruszają się nieco i miękną po dziesięciu latach – i wtedy mniej więcej wina są wypuszczane na rynek jako frywolne podlatki. Wiek męski osiągają podobnie jak faceci gdzieś po trzydziestce i nie jest to bynajmniej „wiek klęski”, jak rymował Mickiewicz w liryku „Polały się me łzy…”. Czy to z powodu osobowości tej zadziwiającej odmiany, czy to z prefilokserycznej (gruba warstwa piasku, i dopiero głęboko pod spodem ciężka glina) ciągłości dziedzicznej krzewów, wina trwają w najlepsze. To mi przypomina wiadomość, którą wyczytałem wczoraj w New York Timesie: w ogrodzie zoologicznym w Huston urodził się żółw z jakiegoś bardzo rzadkiego rodzaju żółwi. Ojcem był 90-letni osobnik, zdaje się, że u początków swojego życia seksualnego. Piszę o tym chętnie, trochę na okrętkę, ale rozumiecie, co chcę powiedzieć. Wina z ramisco zaczynają sę starzeć, kiedy inne już wyzionęły ducha albo nie są już w dobrym stanie. W dobrym staniu.
Czas zatem na drugie zdziwienie. Bardzo często, gdy pijemy wina pięćdziesięcio- czy sześćdziesięcioletnie (a nawet o wiele młodsze), pierwsze kryterium oceny jest rodem z kryminałów: trup czy żyw? Żyje jeszcze czy walnął w kalendarz? Na drugi plan schodzi ogólna jakość i tak zwany „czynnik przyjemności”. No proszę, urodził się w roku 1965 i jeszcze truchta. Jeszcze nie trzeba składać kwiatów na jego grobie.

W przypadku win z Colares kryminały są zbędne; wszyscy żyją i mają się dobrze, nie truchtają, lecz biegają i w ogóle nie o to chodzi. To są „normalne” wina, które nie potrzebują taryfy ulgowej w ich ocenie. Lepsze czy gorsze, ale można je postawić w degustacji w ciemno obok młodziaków z innych apelacji i oceniać demokratycznie, bez względu na wiek. Po prostu: dobre czy nie? Na podstawie tego, co piłem (najstarsze wino było z 1965 roku) wiekowe colares są lepsze niż gorsze. Wręcz bardzo dobre i ciekawe, w jednym przypadku porywające. Może nie wybitne w sensie mniej lub bardziej „obiektywnym”, ale wybitność jest dzisiaj pojęciem, które – o czym kiedy indziej – domaga się nadzwyczajnej rewizji.

Wreszcie zdziwienie trzecie. A właściwie nie tyle zdziwienie, co – jakby tu rzec – elegijne westchnienie i poczucie spełnienia. Nie miałem przyjemności poznać pana Michała Gawłowskiego wcześniej; co znaczy poznać Entuzjazmu, Elegancji, Pasji i Bontonu. Prowadził degustację i dzielił się wiedzą tyleż intelektualnie, co uczuciowo; było wspaniale i nastrojowo, racjonalnie i romantycznie. A elegijne westchnienie stąd, że ponad ćwierć wieku temu żyliśmy jeszcze na winiarskiej pustyni i wypatrywaliśmy dopiero gorejących krzaków. Prosiliśmy, by wyrosły wraz kolejnymi pokoleniami.
I stało się.

Marek Bieńczyk

- pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy "Kronik wina"; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski "Wina Europy". Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT