Vinisfera

Luźne wino

Przysłowie mówi: ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Ale istnieje też w kręgu winomańskim apokryf do tego przysłowia: kto się śmieje, ten pije wino. I nawet: kto się uśmiecha, ten pije pierwszy. Taki wniosek można w każdym razie wyciągnąć z działalności wydawniczej i działalności twórczej ostatniej dekady. Zmienił się, mówiąc krótko, sposób pisania o winie, tak dla celów dydaktycznych i informacyjnych, jak dla celów – jakby tu nazwać – wyższych oraz koneserskich. Obok solidnych przewodników, atlasów i kompendiów, pisanych językiem chłodnym i nieraz sztywnym, zaczęły się pojawiać książki, które wedle odwiecznej zasady „uczyć, bawiąc”, ściągnęły z siebie tweedowe marynarki i szarobure garsonki, aby w krótszych majteczkach i  sukienkach do kolan rozwodzić się nad winem. W książkach tych zaczęto zmiękczać naukowość i obiektywność, nieco żartować, niekiedy się przymilać, wszystko mniej więcej na zasadzie „luz i blues”. Patrzę na to raczej przychylnym wzrokiem, nie tylko dlatego, że wyłącznie bluesa umiem tańczyć, zarówno wiejskiego jak i miejskiego, a przy walcu odpadam, lecz i z innych powodów.
A głównym jest ten, że już dawno temu zagrzebałem pod glebą (oczywiście wapienną), przekonanie, że edukacja winiarska od podstaw wymaga edukacji winiarskiej na wysokim poziomie. To znaczy, że nie ma co oszczędzać debiutantów, bo skoro wino ich interesuje, to i tak, trudząc się nad lekturami, będą musieli zapamiętać setki informacji, setki nazw, a skoro tego nie chcą, skoro nie chcą czytać – znakomitego przecież – atlasu Janics Robinson i Hugh Johnsona, to zapraszamy do baru „Okocim”, gdzie jest taniej i łatwiej. Innymi słowy, że albo idziemy daleko, albo w ogóle. Później przeważył w mojej łysej pale pogląd, że jako winomani jesteśmy sektą bez misji, zwróconą ku sobie, i nie ma co głosić na siłę wiedzy, tym bardziej, że młoda ludzkość polska przebywa coraz częściej w barze „Łomżyńskie”, gdzie jest taniej i łatwiej.
Jednak teraz, gdy kolejne pokolenia przychodzą się napić, chcąc spełnić w ten sposób swój cel pobytu na ziemi, widzę, że może warto nowymi środkami skierować je do lepszego koryta. Do naszego ukochanego źródła, chciałem powiedzieć. Jako się rzekło, takie przekonanie zyskało na popularności i rozmnożyły się liczne mangi czy inne komiksy poświęcone winu. Jednym z najlepszych i wręcz założycielskich jest dzieło „Ignoranci”, wynik współpracy bardzo znanego rysownika i bardzo znanego winiarza. Ten pierwszy to Etienne Davodeau, autor komiksów cieszących się ogromną popularnością, ten drugi to Richard Leroy, znakomity winiarz znad Loary, którego anjou stały się już winami spekulacyjnymi. Obaj panowie opowiadają o winie: ten pierwszy rysuje, co mu ten drugi przekazuje, a że kreska jest świetna, przyjemność estetyczna równa się korzyści poznawczej.
Ignoranci (w dziedzinie wina), osły, nieuki i inni niewiedzący nic to ostatnio target wielu książek winiarskich, przeznaczonych dla tych, którzy chcieliby, ale wstydzą się zapytać. A że autorzy są delikatni i dowcipni, trafiają do niewiedzących prostą drogą i pokazują – jak najsłuszniej – że wstydzić się nie ma czego. Czyta się „lekko i przyjemnie”, szaty graficzne są coraz bardziej atrakcyjne i pierwsze koty lecą za płoty, mrucząc z zadowolenia.

Taką książką jest na przykład wydane właśnie przez sam „Znak” dzieło „Wino przelane na papier” autorstwa bandy przyjaciół, załogi wine baru Chabry w Krakowie: Kuby Janickiego, Tomka Kosińskiego, Magdaleny Kubiaczyk i Joanny Plichty. Towarzystwo zabawowe, młodo i dziarsko ubrane, miło na nie patrzeć nawet bez czytania. Przekazują wiedzę o winie od podstaw i do podstaw się ograniczającą (choć czasami rzucą wyzwaniem w stronę boomersów, podając na przykład najważniejsze odmiany lambrusco – nie pamiętam prawie żadnej), z humorem, puszczając nieraz oko, ale ową podstawową wiedzę przekazując solidnie i aktualizująco. Zatem więcej się zajmując rzeczonym labrusco niż klasyfikowanymi gigantami – bo też taki jest obecny trend młodego picia: wiedzieć może mniej, ale punktowo i konkretnie. Po lekturze każdemu czytelnikowi zechce się chwycić za kieliszek, zwłaszcza dołaczając do wspomnianego kwartetu; szykuję już kąpielówki do białych lakierek.
Ale jeszcze inny powód, tym razem z kompletnie odmiennej półki. Również luz blues, ale z pokomplikowaną partyturą. Otóż coraz częściej można natknąć się na książki o winie, w których nie ma żadnego propedeutycznego zacięcia, lub tylko trochę, a jest człowiek i jego niepowtarzalny styl pisania. To są tym razem teksty dla happy few, równie smaczne co wino, gotowane na wywarze z literatury, kultury pop i kultury wysokiej. Kiedyś bardzo namawiałem someliera Pawła Białęckiego, by swoje cudnie zwariowane teksty o winie zebrał i opublikował w książce; jakoś się nie udało. Teraz namawiam publicznie Kubę Janickiego, od lat o winach piszącego i to świetnie piszącego.
Książką w tym stylu – tyle, że poświęconą kuchni, ale i o winie jest w niej mowa – jest „Czekolada i kapuśniak” (wydawnictwo Wysoki Zamek, Kraków 2022), zbiór felietonów kulinarnych Pawła Bravo, człowieka renesansu o rozległej wiedzy literackiej, politycznej i ogólnej, a zarazem świetnego kucharza, który zanim poda przepis, opowie zajmująco to i owo o świecie wokół, bynajmniej nie tym do zjedzenia. I o to chodzi!!!

Marek Bieńczyk

Marek Bieńczyk

- pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy "Kronik wina"; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski "Wina Europy". Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT