Vinisfera

Master NN

Z wielką przyjemnością witamy na łamach Vinisfery Marka Bieńczyka! Oto jego ingauracyjny felieton. O czym? O abstynentach. Tych zadeklarowanych mniej i bardziej.

Z wegetarianami nie ma takiego kłopotu, zawsze coś wydziobią z talerza, tu kartofelek, tam marcheweczkę. Zresztą sam jestem warzywnolubny, mięso bardzo rzadko serwuję, uważając, że na ogół jest nudne. Gorzej jest z niejadkami, ich niechęć do jedzenia potrafi odebrać apetyt. Ale prawdziwym problemem przy stole są abstynenci, a jeszcze większym abstynenci zadeklarowani. Różnica między nimi jest taka, że ci pierwsi nic nie mówią na temat swojej abstynencji, a ci drudzy również nie mówią, ale mają deklarację w oczach.
W obecności abstynenta zadeklarowanego żadne wino nie smakuje; w obecności abstynenta skromnego smakuje słabo, ostatecznie na jedno wychodzi. Jeżeli ktoś danego wieczoru nie pije, bo przyjechał samochodem, wino smakuje normalnie; kierowcy przykro jest, że nie może dołączyć do towarzystwa degustującego czy popijającego i jego dyskomfort nie zakłóca komfortu pozostałych biesiadników. Ale przy absytencie przyjemność diabli – albo aniołowie – biorą.
Zaprosiłem niedawno na kolację paru znajomych, jedna pani przyszła w towarzystwie abstynenta zadeklarowanego. Abstynent zadeklarowany w męskiej postaci jest bardziej radykalny niż w kobiecej, nieszczęścia chodzą parami. Swój kieliszek od razu postawił stópką do góry. Uczestniczył normalnie w rozmowie, ale jakoś patrzył. Patrzył, jak sączymy pomerola i w jego oczach kryło się moralne potępienie. Więc oczywiście przypomniał mi się Jonasz Kofta i ten refren jego piosenki-skeczu: ty, co się tak paszysz?

Pomerol nie wchodził, nie wchodził malbec z Cahors, nic nie wchodziło, wieczór, który miał rozsądnie wyważyć równowagę między smakiem wina a smakiem konwersacji z minuty na minutę marniał coraz bardziej, z ulgą dobrnąłem do jego kresu.
Na szczęście są pocieszenia. A te na ogół przychodzą z książkami. Oto co znalazłem w pamiętnikach filomaty Ignacego Domeyki. Kumpla Mickiewicza; po powstaniu listopadowym emigrował do Francji, a stamtąd udał się do Chile, gdzie zostanie głównym inżynierem od dróg i mostów. Swoją podróż na antypody opisał dokładnie, łącznie z menu i ten opis zawsze chętnie przytaczam:
„Wino albowiem jest jedynym napojem na tych obiadach, a wina innego Anglicy nie piją jak hiszpańskie czy portugalskie, dobrze spirytusem zaprawione. Zwyczajem też angielskim nikt wina nie wypił nie zamówiwszy sobie kolegi do wypicia. Pierwej nim się weźmie za kieliszek, mówi do osoby wybranej: „Master NN, a glas wein with You”. Osoba ta odpowiada: „With pleasure” i podaje butelkę. Nalewa się kieliszek i czekać należy, dopóki ów zamówiony kolega nie naleje swego kieliszka i nie weźmie go w rękę; wtenczas obie osoby kłaniają się nawzajem sobie głową, po ramiona, z miną bardzo poważną, i nie ruszając bynajmniej korpusem, po czym pije się jak u nas. Nie godzi się nigdy odmówić nikomu tego koleżeństwa i osoba nie chcąca pić powinna choć przez ceremonię umoczyć usta w kieliszku, po dopełnieniu przedwstępnych grzeczności. Zwyczaj ten, jakkolwiek mający swoje zalety, staje się męczącym i niewygodnym, gdy towarzystwo zbyt liczne i nie bardzo zgodne”.
Ogromnie mnie bawi wyobrażanie sobie tej sceny. Podchodzę do kolegi, mówię: „Master NN, a glas wein with You” (nie wiem, czy tak to się wtedy po angielsku zapisywało, nieważne). Nalewamy, kłaniamy się sobie, ja się kłaniam Robertowi Parkerowi albo Jancis Robinson, oni kłaniają się mnie, odpowiedziawszy z nienagannym akcentem z Newady czy z Oksfordu: „With pleasure”. Jeszcze wzajemne ukłony, itd. Właściwie wszystko mnie tu śmieszy i cieszy, na przykład ta fraza: „po czym pije się jak u nas”.
No ale to, co najważniejsze w tej angielskiej kindersztubie, dotyczy naszych przyjaciół abstynentów. Dostają od Anglików wzór zachowania się przy stole: możesz nie pić, przymusu nie ma, lecz nie odwracaj się od nas plecami, bądź człowiekiem, nie psuj innym przyjemności. Zwraca uwagę, że Anglicy konieczność napicia się uważają za rzecz naturalną, pierwotną, natomiast odmowę picia za rzecz wtórną, nabytą. Ciekawe, że dokładnie w tym samym czasie zaczęła się kształtować Darwinowska teoria ewolucji. Jej zręby – jest rok 1835 – Darwin położył po podróży do Chile. Wedle niej człowiek wyewoluował od małpy. Abstynent zaś wyewoluował z człowieka.

Marek Bieńczyk

Marek Bieńczyk – pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy „Kronik wina”; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski „Wina Europy”. Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.

/fot. Michał Zięba – Studio Proste/

 

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT