Ostatni plasterek ogórka
Wakacje dotarły do końca, sezon ogórkowy wygasa, lecz ostatnim rzutem na taśmę, ostatnim plasterkiem małosolnego, zanim wszystko zacznie na dobre kwaśnieć, chciałbym jeszcze wypełnić wakacyjne zadanie plecenia bredni. Ostatecznie nie są one gorsze od tego, co możemy usłyszeć od tak zwanych najwyższych czynników. Otóż zdałem sobie sprawę, wertując różne książki, że wino niejednemu autorowi służy do porównań i opisów, które są tylko metaforą, a nie konkretnym odniesieniem do konkretnie osuszanego kieliszka. Na przykład u Gogola w „Newskim Prospekcie”, w jednym z opowiadań petersburskich wyczytałem takie oto zdanko:
” (…) A jakie rękawy damskie zobaczycie na Newskim Prospekcie! Śliczności! Podobne są nieco do dwóch balonów, skutkiem czego dama uniosłaby się natychmiast w powietrze, gdyby jej nie przytrzymywał mężczyzna, albowiem podnieść damę w górę jest równie łatwo i przyjemnie, jak kielich szampana do ust”.
Wiem, nie jest to poprawne genderowo, a tylko poprawne szampanowo (czy szampańsko), no ale Gogol nie żył w poprawnych czasach. No dobrze, to inny przykład, ani słowa o kobiecie. Seweryn Goszczyński, poeta romantyczny: „Powietrze zbyt dla osłabionego ostre i wiatr silny od morza zabijający mi oddech, pojący jak wino, odbierający sił resztę, zmusił do powrotu – wracając jeszcze spojrzeniem na poobrywany brzeg morza, na cypel ten żółty, na fale białawe i pomyślałem w duchu: p r z y j d ę t u j e s z c z e – p r z y j d ę”. Wiatr zabijający i pojący, nie najgorzej, choć Goszczyński okropną bidę klepał, pił nędznie, lecz za to był jak na poetę niemal krystalicznym człowiekiem.
Albo jeszcze Schlegel pod koniec 18 wieku:
– Wypijmy resztę naszego życia. – Tak rzekłem i wypiłem pospiesznie, zanim ulotnił się z szumem najszlachetniejszy duch wina; i tak, powtarzam raz jeszcze, w taki sposób żyjmy i kochajmy (…) Jeśli niemajętni duchem chcą płodzić z nim dzieci; jeśli ci, którzy wcale nie rozumieją życia, ośmielają się żyć: jest to w najwyższym stopniu nieprzyzwoite, gdyż jest w najwyższym stopniu nienaturalne i w najwyższym stopniu niewłaściwe. Ale to, że wino się pieni, a błyskawica wznieca ogień, jest jak najbardziej właściwe.”. Przyznajcie, trudno w tym konkursie cytatów Schlegla przebić. Wypijmy resztę naszego życia, kto powie lepiej, kto da więcej?
Na pewno nie ja, lecz wzięła mnie zazdrość, też by się chciało. Skoro inni mogą, to ja też. Skoro wszyscy mogą porównywać, to czemu nie ja. Oto garść zdań do wykorzystania w Waszych tekstach albo na spotkaniach, randkach, pod prysznicem.
Lubiłem Wieńczysława, miał poczucie humoru, tyle że zbyt rzadko się mył i w pokoju jechało niczym winem naturalnym pierwszej generacji.
Jak rozwiązać to równanie, jak pomóc synowi przed maturą? Byłem zielony z matmy niby ten cholerny cabernet sauvignon, który rok w rok Kasia przynosiła z Biedry na moje urodziny.
Ildefonsa zobaczyłem po raz pierwszy od trzydziestu lat. Nie był to budujący widok; niegdyś nagrywał płytę po płycie, ludzie walili na jego koncerty drzwiami i oknami; teraz stracił sławę, zmizerniał, posmutniał jak supertoskan porzucony w kącie na wieki wieków przez jego dawnych wielbicieli.
Niełatwo było budzić ją rano. Jej oczy otwierały się powoli, długo jak zbyt młode Bordeaux. Pięć, sześć godzin później zaczynała mówić. Ale podobała mi się dopiero wieczorem.
Finiszowali bez końca, jak Leoville Las Cases 1986. A potem jak Leoville Las Cases 1982. Co do Lafite’a 1990 nie wiadomo, bo nikt go nie pił.
Kunegunda nie chciała się wiązać z księciem Hubertem. Był nieprzewidywalny jak dzikie drożdże podczas fermentacji.
Na przesłuchaniu w Pałacu Mostowskich wszystko dało się z niego wyciągnąć. Jak korek z butelki. Kapitan Dzięcioł czuł się wręcz zakłopotany tym jego gadulstwem. Żałował, że zmusił go swoimi groźbami aż do tylu zeznań. Psiakrew, myślał sobie, szkoda, że korkociąg działa tylko w jedną stronę.
To był chyba najgorszy dzień w jego zawodowej karierze. Profesor Malkowski podczas wykładu mistrzowskiego przez fatalną pomyłkę przypisał Miłoszowi wypowiedź Gombrowicza. Przez dłuższy czas nie mógł dojść do siebie; czuł się jak ów Master of Wine, który wino z grenache uznał za burgunda: łyso, chociaż z tytułem.
Już Freud mówił, że nie należy niczego tłumić w sobie i wylać wszystkie żale jak wino korkowe, choćby najdroższe. I nie udawać przed sobą, że wszystko jest ok, tak jak udajemy, że „nie, to żaden korek, ten szczep tak ma”.
Długo głaskała mnie po ręce, patrząc mi w oczy, lecz i tak wiedziałem, że w swojej wyobraźnie nie mnie gładzi, lecz butelkę pinot noir, jej ukochanej odmiany, której byłem nieznużonym dostarczycielem i że jej przywiązanie do mnie płynie czerwoną rzeką burgunda, a nie krystalicznym strumieniem miłości.
Po co poszedłem na ten mecz? Mogłem przewidzieć, że dojdzie do niezłej rozróby. I że grupa łysych kiboli uniesie mnie w górę ze wstrętem, jakbym był kieliszkiem wina francuskie, i rzuci mnie z całej siły na ziemię naszą narodową, ziemię przodków, ziemię wódą i piwem płynącą.
PS. Donoszę, że przeżyłem jak Lafite 1990 i że na kolejny mecz wybiorę się w betonowym jaju, bezwładny termicznie, lecz ubezpieczony przed ciosami prawdziwych mężczyzn.
Marek Bieńczyk

Marek Bieńczyk
- pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy "Kronik wina"; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski "Wina Europy". Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.