Vinisfera

Sagrantino di Montefalco zza kulis

Sagrantino di Montefalco to jedno z wielkich win włoskich. Badania podjęte na wydziale rolnictwa uniwersytetu w Mediolanie wykazały, że winogrona sagrantino są jednymi z najbogatszych na świecie pod względem zawartości garbników i dają winu wielki potencjał starzenia – pisze Mario Crosta.


S
agrantino di Montefalco to jedno z najważniejszych i największych win włoskich. Dokładne badania przeprowadzone na wydziale rolnictwa uniwersytetu w Mediolanie wykazały, że winogrona sagrantino są jednymi z najbogatszych na świecie pod względem zawartości garbników i dają winu wielki potencjał starzenia, zwłaszcza gdy pochodzi ono z najstarszych winnic.

Pochodzenie tej odmiany winorośli spowite jest tajemnicą. Z jednej strony istnieje teoria, że powstała ona w wyniku selekcji klonów dawnej odmiany itriola (o której dwa tysiące lat temu pisał Pliniusz) uprawianej w Bevagnie, Foligno i Montefalco. Niektórzy z kolei twierdzą, że na te tereny odmianę tę sprowadzili albo franciszkanie z Portugalii, albo zakonnicy bizantyjscy z Grecji. Uprawa winorośli i wytwarzanie wina stanowi od dawna ważne zajęcie mnichów, a tutaj, w klasztorze Santa Chiara, rośnie 150-letnia winorośl.

Nazwa sagrantino może pochodzić od słów sagrestìa (zakrystia) lub sagra (święto kościoła). Wiadomo, że winorośl nie rosła w Montefalco przed XII wiekiem. W średniowieczu znajdowała się na tych terenach siedziba jednego z najważniejszych zgromadzeń franciszkanów, a – jak wiadomo – wino odgrywa ważną rolę w ceremoniach kościelnych. Sam święty Franciszek starał się o uprawę winorośli na tym wzgórzu. W XIV wieku właśnie tutaj ustalono przepisy dotyczące uprawy winorośli i w 1540 roku ogłoszono dekret ustalający nawet datę winobrania.

Te wiadomości zdobyłem podczas pierwszej wycieczki po tych pięknych wzgórzach w 1980 roku. Tak jak wszyscy turyści, w Umbrii zwiedziłem malownicze miasta: Asyż, Perugię, Todi, Orvieto, Spoleto.
Właśnie w winotece w Spoleto, w pięknej piwnicy z cegły, bardzo podobnej do starych piwnic krakowskich, zdumiało mnie wino o kolorze, smaku i aromacie czerwonych czereśni. Nigdy nie kosztowałem tak wyjątkowego wina, dlatego byłem pod silnym wrażeniem jego wspaniałości i bogactwa. Zaciekawiło mnie zestawienie: skromna etykieta – „vino da tavola”, wino stołowe – i tak wybitna jakość. Sommelierka powiedziała mi, że dopiero w tym roku po raz pierwszy wejdzie w życie nowa ustawa DOC o apelacji tego wina, które jest naprawdę bogate i aksamitne, co rzadko się spotyka. Dlatego zdecydowałem się natychmiast pojechać i zobaczyć wioskę, z której ono pochodzi, i przysięgam – byłem pod wrażeniem jej piękna.
Montefalco jest cudownie położone na szczycie najwyższego wzgórza, daleko od ówczesnych szlaków turystycznych (dziś jest szlakiem polecanym). Jest to więc spokojna kraina, ze stromo położoną, otoczoną dawnymi murami osadą o historycznej atmosferze. Wokół, aż po horyzont, rozciągają się winnice i gaje oliwne, do których można dotrzeć tylko ścieżkami.
Krzaki sagrantino lubią wystawienie na południe i glebę bogatą w wapień. Okręg winiarski obejmuje Montefalco, Bevagnę, Gualdo Cattaneo, Castel Ritaldi i Giano w prowincji Perugia, region Umbria. Prawdą jest, że ta tak dziś chwalona odmiana winorośli była bliska wymarcia. Tylko dzięki uporowi przedsiębiorczych winiarzy wzrastała powierzchnia winnic i liczba produkowanych butelek pod nadzorem konsorcjum obrony apelacji DOC (od 1980 roku) i DOCG (od 1992 roku).
Dlatego z nieskrywaną dumą przedstawiałem to wino kolegom podczas targów MiWine w czerwcu 2004 roku. Nie mogę zapomnieć wyrazu ich twarzy Piotra Pietrzyka i Lajosa Gala po degustacji słynnego Sagrantino di Montefalco DOCG od Arnaldo Caprai – inicjatora tej apelacji. Choć nie było to najlepsze wino degustowane podczas MiWine 2004, to trzeba powiedzieć, że jego renoma wciąż się umacnia, głównie dzięki amerykańskiej prasie specjalistycznej. Według nas, było tylko jednym z wielu bardzo dobrych degustowanych win. Widziałem rozczarowanie na twarzach kolegów, ale nie jego jakością, bo ta jest wybitna – wino to jednak było nadmiernie wychwalane i zdobyło liczne nagrody, choć jest podobne do wielu innych wybitnych win francuskich i kalifornijskich. Polak, Węgier i nietypowy Włoch nie zaliczyli go do grona win-legend. Chcielibyśmy degustować wina bardziej charakterystyczne, o wybuchowej osobowości śródziemnomorskiej, a tymczasem u Włocha Caprai degustowaliśmy wino w stylu kalifornijskim. Droga przebyta przez tego słynnego producenta z jego Sagrantino di Montefalco w końcu przynosi efekty. Dzięki udziałowi wielkich pieniędzy wino to staje się uniwersalne, odpowiada międzynarodowym gustom – zarówno Japończykom z ich azjatycką kuchnią, jak i Amerykanom z ketchupem rozlewanym nawet na cytrynowy tort babuni i suszone figi.
Obawiam się jednak, że Arnaldo Caprai zmarnował osobowość wina lokalnego na potrzeby marketingu. Czy zrobił właściwie? Jego obecne wino odniosło ogromny sukces i zdobyło międzynarodową sławę, ale całkiem różni się od dawnego lokalnego sagrantino z czereśnią w tle, które bardzo dobrze pamiętam.
Kiedyś było to inne wino – i tę różnicę się czuje. Raz rozwijało nutę wiśniową, nieraz zapach goździków, nawet posmak chleba świętojańskiego, porzeczek, borówek. Zawsze było świeże i orzeźwiające, często na tle innych win wyróżniało się przyjemną kwasowością, rzadko wyczuwało się w nim chropowatość z beczki.
Winiarza wytwarzającego wina tak jak jego ojciec, dziadek i pradziadek obecnie trzeba ze świecą szukać. Chyba takie poszukiwanie w tym przypadku nie ma sensu, ponieważ obecne sagrantino ubiera się modnie, nosi błyszczące buty, dwurzędówkę, krawat i złoty zegarek, pasuje do City w Londynie czy Manhattan Square w Nowym Jorku. Tamto wielkie, wytwarzane z dziada pradziada wino zaś zignorowano i sprzedawano je tylko na miejscu, w probiernii jako wyrób masowy. A właśnie to wino, choć miało zniszczone ręce, skromny ubiór i kapelusz słomkowy, cechowało serce. Nie każde bowiem „udoskonalone” wino o silnym piętnie siedliska będzie udane. A jednak planowane do 2007 roku poszerzenie winnic zwiększy dziesięciokrotnie wczorajszą produkcję 400 tysięcy butelek aż do przewidywanych 4 milionów.

Ustanowiono nową apelację i zapewniono winu sukces za granicą, ale za to stracono to, co rdzennie włoskie, zredukowano bowiem dawne smaki tradycyjnych produktów na rzecz bardziej uniwersalnych (acz już nie tak dobrych), masowych wytworów przemysłu spożywczego. Niektórzy biznesmeni myślą, że tak właśnie wygląda postęp. Czy dla nich miałoby sens bronić np. tradycynie produkowanych serów z owczego mleka, jak tatrzański oscypek (tylko Włochy i Polska są sojusznikami w obronie tych serów), czy wiejskich kiełbas? W ten sposób nawet wino stało się świetnym interesem, zamiast być oryginalnym ambasadorem niepowtarzalnych miejscowości, z ich wspaniałą tożsamością i godnością.

Nie chciałbym burzyć zadowolenia odważnych winiarzy ratujących swoje posiadłości poprzez uleganie modzie międzynarodowej. Warto jednak powiedzieć, że można nadal utrzymywać przestrzeń dla aromatów i smaków tradycyjnych. Chciałbym, aby istniały przepisy o obronie historii i tradycji we włoskich ustawach DOC i DOCG czy jakaś nagroda dla producentów wytwarzających wina według tradycyjnej metody, a nie marnujących swe wyroby w imię obecnej globalizacji.
Zwrócę się nie tylko do Arnaldo Caprai, ale też do wielu innych włoskich winiarzy wytwarzających tzw. premium wines, żeby zaangażowali się jak najpełniej w produkcję przeznaczoną bardziej do picia niż do kolekcji lub kultu. Podam przykład: według mnie najlepszym winem sardyńskiej rodziny Argiolasów nie jest Turriga, które Państwu opisałem niedawno (RA 12/2004), ale czerwone Monica i białe Nuragus, także przedstawione na MiWine 2004. Nawet Peppetto Argiolas – jeden z właścicieli – zna tę moją opinię. Te wina są wyjątkowo „sardyńskie”, wytwarzane w tradycyjny sposób, pasujące do wielkich obiadów niedzielnych czy świątecznych dla licznych rodzin zgromadzonych przy długim stole. Jednak te wina kosztują mniej niż 5 euro… a który z najsłynniejszych opiniodawców o winie miałby odwagę stwierdzić, że bardzo chętnie wypiłby całą butelkę lub nawet więcej, bo trunek jest tak porywający, a nie tylko dwa czy trzy kieliszki, jak zrobiłby ze słynnym, kosztownym obecnym sagrantinem? Kto nam odda więc odrobinę dawnego, niezrównanego Sagrantino di Montefalco, teraz, po 25 latach obecności tego „udoskonalonego” trunku – klejnotu dla Parkerowców?
Sagrantino di Montefalco powinno zawierać co najmniej 13% alkoholu i leżakować w beczkach i w butelkach minimum 30 miesięcy przed wejściem na rynek. Miałem szczęście kosztować wina z roczników 1985, 1988, 1990, 1995, 1996 i 1997, a wiadomo, że i kolejne trzy roczniki są bardzo dobre. Są one wielkie i (oprócz wina od Caprai) rozwijają niespotykane aromaty i smaki. Zaskakują intensywnością i gęstością barwy, prawie nieprzeniknionej, głęboko rubinowej, grubej, przypominającej wyciśnięte jeżyny i sok z borówek. Wino to otula swą oleistością ściany kieliszka, jak sukienka ciepła i aksamitna. Atutem tego wina jest bukiet, który wydaje się prawie dziki, rozwija nuty skórzane i korzenne (dominuje jagoda jałowca) oraz dojrzałych owoców czerwonych i ciemnych (czereśnia, wiśnia, a także chleb świętojański), z długim finiszem. Jeśli zostało dobrze wytworzone, obecność drewna jest dyskretna i miękka, a garbniki ze skórki jagód panują nad całością. Sprawia wielką przyjemność, jest pełne, bardzo zrównoważone, gotowe do picia, chociaż posiada też wielki potencjał rozwoju i starzenia.
Chciałbym pogratulować w tym miejscu także innym winiarzom z apelacji Sagrantino di Montefalco, nie tylko – jak wszyscy – Arnaldowi Caprai, ale również tym, których wina degustowałem. Niewielu z nich mam w swoim notatniku, ale sądzę, że wszyscy są godni uwagi: Colpetrone, Antonelli, Adanti, Benincasa, Casale Triocco, Scacciadiavoli i Rocca di Fabbri.

W Polsce na pewno jest dostępne wino z firmy odnowionej przez Sai Agricola – Colpetrone, która w ciągu kilku lat została protagonistą w tej apelacji, dzięki nasłonecznionemu położeniu winnic, i otrzymała nagrody degustatorów włoskich i zagranicznych. Cała posiadłość obejmuje 90 ha, ale na początku wytwarzano tam wino z 18 ha, obecnie z 45 ha, w 2007 roku będzie to 60 ha. Jest tam idealny skład gruntu (mulisty i gliniasty), położenie na około 350 m n.p.m., uprawa typową metodą „cordone speronato”, gęstość od 4000 do 5000 krzewów na hektar. Po winifikacji następuje leżakowanie w beczkach tonneaux (a nie barriques) z dębu francuskiego przez 18 miesięcy oraz w butelkach przez 12. Sagrantino di Montefalco DOCG jest idealnym towarzyszem pieczeni, dziczyzny i bardzo dojrzałych serów, serwuje się je w dużych, przynajmniej półlitrowych kieliszkach, w temperaturze 18°C.
Oprócz niego produkowane są tam także Rosso di Montefalco DOC i Sagrantino di Montefalco Passito DOCG.
Rosso di Montefalco powstaje z dwóch odmian, sagrantino i sangiovese. Powinno mieć minimalną zawartość alkoholu ponad 12% i leżakować w beczkach i w butelkach co najmniej 18 miesięcy przed wejściem na rynek. Leżakując zaś 30 miesięcy, otrzymuje miano riserva. Świetnie pasuje do pieczeni z barana i kozy oraz serów owczych i kozich. Podaje się je w temperaturze 18°C, w dużych, półlitrowych kieliszkach.
Sagrantino di Montefalco Passito z kolei jest słodkim winem czerwonym, osadzonym silnie w tradycyjnym winiarstwie. Moim zdaniem jest ono specjalnością tej firmy. Powinno zawierać minimum 14,5% alkoholu i leżakować w beczkach i butelkach co najmniej 30 miesięcy przed wejściem na rynek. Najlepszy okres na jego degustację przypada między piątym a szóstym rokiem po winobraniu. Świetnie się starzeje, rozwijając subtelne aromaty i zmieniając słodkość smaku.

© tekst: Mario Crosta

 

Materiał pierwotnie ukazał się w Rynkach Alkoholowych

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT