Vinisfera

TAK i NIE

„Przyznam szczerze, przestałem się dawno punktami przejmować. Nie dlatego, że mogą być przesadne; obiektywnie wiele z nich jest zapewne uzasadnionych. Lecz nie wierzę już żadną miarą, że wino na 93 czy 95 punktów jest z automatu znakomite”. O punktowej inflacji, ocenologii, szaleństwie punktozy – pisze Marek Bieńczyk.

Kilka lat temu poznałem w samolocie, pdoczas lotu do Warszawy, starszego pana, Polaka z Ameryki; leciał do ojczyzny na święta. Gawędziliśmy o tym i owym, wreszcie, nie wiedzieć jak, zeszło na wino. Zeszło i zostało do końca lotu. Bo też mój miły i elegancki sąsiad wyznał, że ma winnicę i wytwarza spore ilości wina. Pomyślałem od razu Kalifornia, Oregon, lecz nie, bynajmniej, Virginia. Jednak bardziej zainteresowała mnie niezwykła biografia mojego sąsiada niż jego butelki. Coś o winach z Virginii słyszałem, ale piąte przez dziesiąte, raczej przez dziesiąte, w końcu to druga amerykańska liga, nie miałem co do tych win większych oczekiwań.
Przypomniał mi się tamten lot, gdy rzuciłem dzisiaj okiem na styczniowy numer Decantera, w którym artykuł o Virginii zajmuje parę stron. Przeczytałem, obejrzałem wybór najlepszych win i ich punktację. I jeszcze raz, ale już tylko punktację.
Bo o nią mi właśnie chodzi. Dziesięć wybranych win, wszystkie ocenione w przedziale 90-95 punktów. Szczodrze, pomyślałem w pierwszej chwili; normalnie, pomyślałem w drugiej. Ocen od 90 punktów w górę w pismach winiarskich zagranicznych i polskich mamy już przecież na tony. W Decanterze właściwie poniżej 90 się już nie schodzi. Podobnie La Revue du Vin de France, która w tym roku przeszła na system stupunktowy. Przypomniałem sobie początki Magazynu Wino, dobrych kilkanaście lat temu. Dać winu 90 punktów? Mało kto się z naszej ekipy redakcyjnej odważył. Kiedy redaktor Gogoliński wyskoczył z 94 czy 95 punktami dla jakiegoś beczkowego bydlaka z Austrii, bodaj dla Gabarinzy, kręciliśmy głową z przerażeniem: no, przesadził kolega, przecież 94 punkty to są niebiosa, skoro 90 stanowią już odrzwia do raju. Taki Lafite, 95 punktów, no, ewentualnie, lecz tylko w dobrych rocznikach.
Można by rzec, że byliśmy wówczas surowymi snobami. Być może; być może wzorowaliśmy się jeszcze na młodym Parkerze sprzed lat, kiedy to – gdy oceniał bordosy – jego 90 punktów wydawało się oceną fantastyczną; w każdym  razie châteaux, które otrzymywały wówczas takie błogosławieństwo, były zachwycone.

Od tamtych lat wiele się zmieniło. Punkty od 90 wzwyż, kiedyś zarezerwowane dla happy few, stały się faktem codziennym, oceną niezwracającą już uwagi; dzisiaj 90 to już nie jest dużo, dla niektórych – producentów i konsumentów – wręcz za mało. To trochę jak z ocenami na, dajmy na to, bookingu: kiedyś 9 znaczyło świetne miejsce, warte szybkiej rezerwacji, dzisiaj klienci szukają ocen zbliżonych do 10. I właściciele na odchodnym proszą: gościu kochany, oceń nas na 10, bo mniej to już dla nas kłopot i mniejsze wpływy. Przechowuję smsy i chaty na whats`upie z takimi prośbami jako dokument historyczny w dziale nauki zwanym ocenologią.
Oczywiście możemy powiedzieć, że jakość win niepomiernie się podniosła i zasługują na wyższe oceny niż kiedyś. To prawda; lecz nie da się nie zauważyć punktowej inflacji. Po prostu przesunęła się skala: kiedyś większość win ocenianych mieściła się w przedziale 85-89, teraz mamy 89-94 czy 90-95. Tak, wina są lepsze, lecz łatwość przyznawania punktów też o wiele łatwiejsza. Coś tu potaniało.
Więc, przyznam szczerze, przestałem się dawno punktami przejmować. Nie dlatego, że mogą być przesadne; obiektywnie wiele z nich jest zapewne uzasadnionych. Lecz nie wierzę już żadną miarą, że wino na 93 czy 95 punktów jest z automatu znakomite. Może jest, może nie jest. Od początku pandemii otworzyłem w domu własnym sporo win; nigdy nie stawiam punktów pod moją strzechą, no ale tym razem z nudów stawiałem. He, he, większość mieściła się w przedziale 89-94. No, to się tłumaczy, sam je dobierałem, nie ma ściemy, selekcja była staranna.
Tyle że kiedy stawiam sobie pytanie: które z nich kupiłbym raz jeszcze, okazuje się, że może jedną czwartą. Jak to, ledwie jedną czwartą, skoro wszystkie bardzo dobre? Dlaczego nie chcecie, towarzyszu, wypić raz jeszcze takich dobrych win, tym bardziej, że niezbyt drogich? Odpowiem słynną formułą: bo nie.
Spróbuję jednak, jako skromny obywatel, formułę sprecyzować. Bo jedne chciałbym pić, a innych nie muszę. Bo super okazała się jedna czwarta, a reszta nie. Nawet jeśli zasługiwała zdecydowanie na 90 punktów i więcej. Więc powróciła stara myśl, którą już kiedyś na piśmie wyłożyłem. Żeby tak mili degustatorzy oceniający wina dodawali do swych notek i punktów jedno słówko: TAK.
Albo: NIE.
Tak, to wino chciałbym mieć, chciałbym je kupić, trzymać w piwnicy. Nie, tego świetnego wina, mimo wysokich punktów (i nawet niskiej względnie ceny) nie chciałbym koniecznie pić i nie muszę go mieć w kolekcji.
Zawracam Wisłę kijem, jasne. Takiego marzenia nie da się zrealizować, zwłaszcza gdy pracuje się w jakimś kolektywie (w piśmie, na stronie), które nie może sobie pozwolić na dzikie kaprysy, ze względu na szacunek dla winiarzy, importerów,  reklamodawców, także dla pijących, z których każdy ma odmienny gust. Zresztą, he he, zaraz by się zaczęło. Zamiast Tak/Nie pojawiłyby się Tak+, Tak-, Nie++, słowem zaczęłoby się niuansowanie, czyli nasz degustatorski chleb powszedni i szybko doszlibyśmy do tradycyjnej różnicy siedmio czy ośmioszczeblowej.
Tym niemniej wyobrażam sobie (a tak po prawdzie przepisuję) taką notkę: „93 pkt. Szampan z górnej półki uderzający w bukiecie ogromnym bogactwem i złożonością pieczonego chleba, drożdży, wanilii – od bardzo długiego starzenia na osadzie. Na podniebieniu nieco prostszy, rześka kwasowość przeważa we wrażeniu nad bogatą fakturą; cukier resztkowy wyczuwalny, ale nie przeszkadza. Jest to w istocie raczej luksusowy aperitif niż mocno zbudowany szampan obiadowy. NIE”
„92 pkt. Już ewoluowane, w aromacie dość ciężkie, niemal czekoladowe, tytoniowe, korzenne. Pojawiają się pierwsze nuty balsamiczne. Na podniebieniu sporo tu wciąż szorstkiego garbnika, ale jest i owoc i dobra kwasowość. Pełne, dojrzałe, warte – mimo lekko ewoluowanego aromatu – kolejnych lat w piwnicy, bo jego struktura jest bezbłędna. NIE”.

Marek Bieńczyk

Marek Bieńczyk – pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy „Kronik wina”; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski „Wina Europy”. Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.



Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT