Vinisfera

Vostilidi jako Greta Garbo

Właściwie jest to marzenie winomana. Winomana dzisiejszego, czujnego, z sercem i gardłem otwartym na to, co inne niż zwykle, nieraz marginalne, lecz przez tę marginalność nie tylko atrakcyjne, lecz także zmuszającego do refleksji: co ja, kurde, tak naprawdę w winie lubię i czego bym chciał więcej pić?
Wszystkie kryteria nowego winiarskiego trendu, jeśli nie nowej winiarskiej poprawności, wino, o którym myślę, spełnia z nawiązką. Krzewy stare, ale jare – bardzo proszę, te są stuletnie. Nie pamiętać o filokserze – proszę bardzo, te są bez podkładki, franc de pied. Odmiana bardzo lokalna, – a jakże, zwie się vostilidi. W miejscu winiarsko słabo znanym – dużo wiecie o winach z Kefalonii? Bez chemii, interwencji, itp. – no przecież, biodynamika, certyfikat zatwierdzony przez Demeter. Maceracja na skórkach – nie tak długa, jak w przypadku win pomarańczowych, ale tyle ile trzeba. Zero siarki – oczywiście, jak zero, to zero. Przystępna cena – jak najbardziej, dwadzieścia euro. Grecy mówią „ewro”, ale to ta sama waluta.
Summa summarum, chodzi o białe (czy raczej półpomarańczowe) Metagitnion z posiadłości Sclavos Wines. Degustowałem je przez cztery dni, w trzecim dniu osiągnęło apogeum. Było świetnie. Było dziwnie. Było trudno powiedzieć. Było bardzo w górę i czasami nieco w dół.
Podałem je osobie nie pijącej wina na co dzień. Dlatego z tą osobą jestem, więcej mam dla siebie. Nie pytajcie winomana, dlaczego wchodzi w związek małżeński. Prawda jest jedna.
Tyle żartów, rzeczona osoba zawyrokowała: dobre. Skoro tak, odetchnąłem z ulgą. Jeśli mówi „dobre”, to znaczy dobre. Ja chciałem na temat wina długo pofilozofować, być bardzo za, a nawet przeciw, jednak taka opinia przesądziła: dobre wino i już. Koniec felietonu.

Fot.: Polina Tankilevitch / Pexels

No ale muszę pofilozofować. Felieton nie może się składać z jednego słowa, „dobre” czy „pyszne”. Trzeba dociągnąć do końca strony. Wypełnić ją muszę rozważaniami o pięknie. Czym ono w winie jest. Pozwólcie, że posłużę się – ale nie patriarchalnie – żonami innych. A właściwie jedną panną i jedną żoną. Czyli Gretą Garbo i Marilyn Monroe. Której twarz jest ładniejsza? Oczywiście twarz MM. Której twarz jest piękniejsza? Oczywiście twarz GG. Twarz Marilyn, jakkolwiek ją fotografować, w jakimkolwiek kadrze ją ująć, jest ładna zawsze. Nie ma z nią żadnego problemu. Twarz Grety jest albo piękna, albo całkiem nieładna. Amplituda wrażeń jest o wiele większa niż w przypadku twarzy Marilyn. Tyle że twarz MM, choć nigdy nie wyda się brzydka, nigdy też nie osiągnie piękna twarzy Garbo.
Wino Metagitnion byłby w tej analogii twarzą GG. Piękno nieoczwiste, nieco mroczne. Czyli piękno romantyczne, a nie klasyczne. Wino nie jest nadmiernie długie, ale ma „to coś”; przynosi doznanie prawdy owocu. Tego owocu stąd, tego owocu, który daje odmiana vostilidi. Powszechnie znane odmiany „międzynarodowe” przyniosą w Grecji smaki bardziej atrakcyjne; ale jakże wiele win nie wyrazi nic więcej. A to wyraża. Stawia też przed niełatwą próbą: jego końcówka przynosząca nutę bardzo dojrzałej gruszki (chyba terroirystyczną, bo spotykam ją także w winach koronnej na wyspie roboli) zatrąca lekko o nutę bimbrową. Przy czym alkohol jest niski, 13%. Raz można tę nutę lubić, raz może przeszkadzać. W bukiecie dużo ładnych ziół, rodzynek, materia spora, budowa oparta na lekkich garbnikach, ale wszystko tu prowadzi w inną krainę. Było różnie. Pięknie i nie tak pięknie…
Sclavos robi bardzo dobre wina. I nadal tanie, Metagitnion (fermentacja we francuskiej beczce 500 l, ale nie ma śladu drzewa w winie) jest najdroższy, reszta mieści się w przedziale 8-15 euro. 15 euro kosztuje świetny czerwony Monambeles, z mavrodaphne, obok białej roboli najważniejszej odmiany na Kefalonii. Krzewy siedemdziesięcioletnie (na Kefalonii wszystkie rosną en gobelet, bez prowadzenia; czasem w nowych nasadzeniach stosuje się system Royat) również bez podkładki amerykańskiej; minimalna ilość siarki przy zabutelkowaniu. Wina całkiem pomarańczowe, Zakinthino (to inna odmiana lokalna) starzone w kadzi i w betonowym jaju, oraz Vostilidi starzony w betonowej kadzi i takimż jaju obchodzą się bez siarki, ale wolałem Metagitnion.
Ten pełen dobrych uczuć opis nie znaczy, że Kefalonia nagle stanie się, jak to lubią pisać winiarscy krytycy, „czarnym koniem” greckiego czy wręcz europejskiego winiarstwa. Nie ma na to warunków; ciekawe gleby, wapienne, wapienno-gliniste i wapienno-piaszczyste, ale mało ziemi na uprawę winorośli; odmiany, które są bardzo ciekawe, lecz nie zdobędą famy ani rozmachu assyrtiko. Producentów jest raptem paru plus duża spółdzielnia. Do tego anonimowe wina w plastikowych butelkach półtoralitrowych; każdy działkowicz coś tam sobie w kącie kręci. W jednej z tawern podano mi wine house robione przez właściciela. Robola macerowana na skórkach, jak tradycja nakazuje; dobra.
I jeszcze jedno: ewidentną zaletą, obok naturalności win kefalońskich, jest niski alkohol. Oscylujemy tu wokół 12 procent; co więcej, na ogół szaptalizuje się wina, żeby wyciągnąć te pół procenta więcej. Ćwierć wieku temu nie spodziewałem się, że dotrwam do czasów, w których szaptalizacja przestanie mi przeszkadzać.
Wracam na koniec do wstępnego pytania: co tak naprawdę chciałbym pić?
Po Kefalonii mam kolejną odpowiedź: wszystko.

Marek Bieńczyk

- pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy "Kronik wina"; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski "Wina Europy". Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT