Vinisfera

Zadanie noworoczne

Hasło Zero Waste rozbrzmiewa wzdłuż i wszerz z coraz większą mocą i powinno wzbudzać dobre uczucia, zwłaszcza gdy chodzi o jedzenie (a o nie chodzi przede wszystkim); w końcu w produkcję włożono i dary przyrody, i wysiłek ludzki, nie mówiąc o śladzie węglowym, który przy okazji wytworzono. Na ekranach co chwila pojawiają się porażające liczby informujące o setkach tysięcy ton powstałych po nic. Zarządzanie resztkami to zawód przyszłości; już teraz pomysłów na ich zagospodarowanie jest co niemiara, a moralny wymóg recyklingu dotarł do koncernów produkujących żarcie (i nie tylko żarcie) w opakowaniach, które powstały z odzysku i dadzą się odzyskać.
Pięknie, lecz co z winem? Pytanie to wcisnęło mi się namolnie do głowy, gdy zacząłem ostatnio śledzić aukcje whisky. Tu otworzę nawias konfesyjny. Przez ostatnich trzydzieści lat w moim domu opróżniono półtorej butelki whisky. Przy czym owe pół wessał w siebie kumpel, który ostatnio wpadł do mnie w drodze na lotnisko. Nie przewidziałem, że cierpiał na Reisefiber i musiał się uspokoić. No i uspokoił się połówką niezłego single malta. Nadmiernie nie żałowałem, chociaż musiałem doprowadzić go do taksówki; gdyby nie on, zapewne owa połówka byłaby dopijana przez kolejne dziesięciolecie.
Zapewne, lecz nie na pewno. Czort jakiś sprawił, że pojawiła się myśl: skoro nie ma już w domu kropli whisky, należy jedną butelkę kupić. Jak bowiem być gentlemanem, nie mając choć jednego single malta w szafce? No i się zaczęło. Czy raczej: zaczęło mi smakować. Wzięło mnie. A bardziej precyzyjnie: powtórzyło się to samo, co w pięknych czasach, gdy pochwyciła mnie w jasyr pasja winiarska: czytanie, rozkoszowanie się nazwami i the last but not the least – kupowanie. Początek kolekcji. Na szczęście karta kredytowa się wyczerpała i teraz śledzę rynek whisky li tylko z zainteresowania jego regułami. Długa nauka, podobnie jak degustacja whisky. Bawią mnie bardzo – jako nowicjusza – notki degustacyjne whisky. Trzy razy dłuższe od notek degustacyjnych wina. Wiedzieliście o tym? Dziesiątki wymienionych aromatów. Wino wydaje się skromną namiastką aromatów, kiedy czyta się długie wyliczenia zapachów, jakie degustator whisky znajduje przy pierwszym, drugim i trzecim wdechu. Byłoby to cokolwiek pic na wodę? Aż tyle nut zapachowych? Podejrzewam, że degustatorzy whisky prowadzący własne strony internetowe czują nieraz to, czego nie czują. No bo muszą poczuć dużo, aby pokazać, że są degustatorami. Znamy to z naszego mondovino, lecz nie w takim natężaniu; owszem, my też naddajemy, podamy aromat czy dwa więcej, ale żeby było ich dwadzieścia? A jeśli nawet, jakie to ma znaczenie?

Zamykam nawias. Chodzi dziś przecież o Zero Waste. Licytacji whisky, podobnie jak w przypadku wina, jest niemało, choć o wiele mniej niż aukcji win. Destylarni nie ma aż tak dużo, tyle że wypuszczają dziesiątki różnych edycji, zapewne z myślą o aukcjach. Kupuje się na nich głównie edycje Macallana i to, co zostało wypuszczone we względnie krótkich seriach. Tyle, że straty potencjalnie nie są wielkie: nieotwarte whisky może mieszkać w butelce skolko ugodno i w razie czego zawsze może ucieszyć podniebienie. Oczywiście ileś tam butelek kolekcjonerskich nie zostanie otwartych, lecz to będzie tylko margines. Tymczasem w naszym pięknym winiarskim świecie zgon czyha na każdym kroku. Od pewnego momentu wino w butelce się marnuje, koniec kropka. W przypadku najlepszych apelacji czy terroir degrengolada zaczyna się po wielu latach, po całych dziesięcioleciach, no ale jednak. Odkładamy co cenniejsze wina na później, na wielkie okazje, aż zacne butelki i my sami przejdziemy na emeryturę. Zawsze nam szkoda. Tylko szkoda czego, do jasnej cholery?
Są jednak gorsze rzeczy. Butelki nigdy nie otwarte. Perły w kolekcji, warte tysięcy, choć w smaku z czasem warte funta kłaków. Nagle poczułem, że mnie to boli. Widząc co się dzieje wokół, śledząc obroty aukcji, jestem coraz bardziej przekonany, że ogromny procent win uznawanych za największe, burgundów i Bordeaux przede wszystkim, nie zostanie nigdy wypitych. Istnieją psu na buty. Tyle się o nich gada, tyle się nimi degustatorzy zachwycają, lecz jest to wszystko para w gwizdek. Tak na moje oko, więcej niż 50% Petrusów czy Romanée-Conti pozostanie pod korkiem ad mortem usrantum. A jeśli już zostaną otwarte, to ileś lat za późno. Wyciągnięcie korka będzie niczym odsunięcie płyty z grobu. Tyle wysiłku na nic. Tyle zachodu. Jasny szlag.
Z wysokości mojego zydla wyznaczam Wam zatem, Mili, noworoczne zadanie. W roku 2025 otwierać, co się już nadaje do otwarcia. Nie chomikować. Nie odkładać na świętego nigdy. Zero Waste i milion przyjemności. Czego Wam i sobie życzę. Przysyłajcie do redakcji fotki pustych butelek po co lepszych winach. Najciekawsze zostaną nagrodzone. Może jakimś niezłym burgundem. Otwartym oczywiście.

 

Marek Bieńczyk

- pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy "Kronik wina"; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski "Wina Europy". Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT