Vinisfera

Kaj jest to wino?

Pamiętacie tematy licealnych lektur? Bóg, honor, ojczyzna? Na pewno. Praca organiczna i u podstaw? Proszę bardzo. Zabory i germanizacja? Z największą przyjemnością! Zabawa i wino? W żadnym wypadku! Musimy to zatem nadrobić.

Jak się okazuje, to łatwiejsze niż można przypuszczać, bo pomnikowe tuzy naszej literatury wcale od tematu nie stroniły – o winie i jego piciu (a nawet żłopaniu) pisały barwnie i chętnie, chociaż ta twórczość – może poza fraszką Kochanowskiego O Doktorze Hiszpanie – jest mało znana. Powodem zapewne przyrodzona nam skłonność do brązowania autorytetów. Nie pamiętam już kto (chyba Słonimski, Gałczyński lub Tuwim) napisał, że „zaraz z niektórych zrobią posągi – a dziś chodzą one jeszcze zwyczajnie pomiędzy nami, czasem nawet z lekka się zataczając”. Odbrązówmy więc parę postaci i pomalujmy na winne kolory.

Stefan Żeromski - wątki alkoholowe w jego dziełach też się pojawiają (fot: NAC)

Adam Mickiewicz: chodźmy na szlifa
W życiu nie zgadniecie, o czym jest pierwszy opublikowany wiersz Wieszcza. Właśnie dokładnie o tym, co słownik młodzieżowego slangu Miejski.pl określa jako szlif: „spacerowanie, czasem chodzenie bez celu, jeżdżenie po mieście/wsi. Szlifuje się zazwyczaj z kimś, można to robić samochodem, pieszo, rowerem itp.”.
Utwór ukazał się w „Tygodniku Wileńskim” 31 października 1818 roku, nosi tytuł Zima miejska i opowiada, jak złota wileńska młodzież spędza wolny czas. Nie ma tutaj żadnego wadzenia się z Bogiem, są za to fajne gadki, śmichy-chichy, przejażdżki saniami („A kiedy chwila dwunasta nadbieży / Wraz do śliskiego wstępuję powozu”), obiadki w gronie przyjaciół, a nawet bilard („Pędzą po suknach wytoczone słonie”). Są również trunki, które późniejszy autor Pana Tadeusza opiewa tak:

Pijemy węgrzyn, mocny setnym latem,
Wrą po kryształach koniaki i poncze;
Płci piękna gasi pragnienie muszkatem,
Co dając rzeźwość, myśli nie zaplącze

Do żadnych ekscesów jednak nie dochodzi – protagoniści pozostają w pionie i – jakby to określił Andrzej Mleczko – w kręgu kultury europejskiej. Chociaż na lekkim spidzie:

A gdy się trunkiem zaiskrzą źrenice,
Dowcipne, czułe wszystkim płyną słowa,
Niejeden uwdzięk zarumieni lice,
Niejedna wzrokiem zapala się głowa.

Adam Mickiewicz - fotografia portretowa. Reprodukcja fotografii Michała Szweycera z 1853 r. (arch. NAC)

Mikołaj Rej: podróżnik w czasie, czy co?
Autor ów poćciwy znany jest wszystkim jako orędownik renesansowego umiaru, zawsze też ogląda rzeczy i ludzi z wielu perspektyw. Nie inaczej w utworze Na piwnice, z którego dowiadujemy się, że – owszem – fajnie się napić, byle nie za dużo („Chceszli długo zdrów być, brachu / Pomiernie żyw z tego gmachu”), w przeciwnym bowiem wypadku:

Tu się wnet odmieni głowa,
Krok, postawa, wzrok i mowa.
W tym gmachu rozum szychtują,
Na wywrót go wynicują.
Ten gmach siła ich zuboży
I mocarza z stolca złoży.
To w tym gmachu z mądrej głowy
Uczyni się łeb osłowy.

Mnie „łeb osłowy” uczynił się, gdy przeczytałem: „Jako się tu drożdże broją / Takżeć w brzuchu dziwy stroją”. Skąd, u diaska, Rej, na 300 lat przed Pasteurem wiedział o drożdżach i o tym, że one w winie „broją”? Czyżby dysponował jakąś wiedzą z przyszłości? Nie, to tylko ja nie dysponowałem wystarczającą wiedzą leksykalną. Na szczęście Słownik staropolski pospieszył z wyjaśnieniem: w tamtych czasach słowo drożdże czy też (częściej) drożdża oznaczało „zanieczyszczenia płynów, męty osadzające się na dnie, osad, muł”. Były też drożdża/drożdże winne (pierwszy zapis z 1472: Vinne droszdze) – kamień winny, osad w beczkach z winem, taki jak dziś w niektórych butelkach (niegroźny) albo przeciwnie – składający się z Bóg wie czego, nawet martwych szczurów. Autor Krótkiej rozprawy nie miał zatem zdolności Nostradamusa – ostrzegał tylko przed problemami gastrycznymi po wypiciu wina zanieczyszczonego czymś znacznie straszniejszym niż kamień winny.

Mikołaj Rej. Portret ze Źwierciadła z 1568 r. (źródło: domena publiczna)

Jan Kochanowski: żelazna logika
Pamiętam, jakim szokiem była dla mnie lektura Metamorfoz Apulejusza: facet napisał tę książkę dwa tysiące lat temu, a czyta się ją tak, jakby kumpel opowiadał ci historię, która zdarzyła mu się przedwczoraj w knajpie albo na jakiejś domówce.
Z Kochanowskim podobnie: wzruszamy się, śmiejemy i popadamy w zadumę dokładnie w tych samych miejscach, co czytelnicy mu współcześni oraz – zapewne – ci przyszli, z roku 2523. Tego zgrabnego czterowiersza można się łatwo nauczyć na pamięć i gromić nim fanatycznych abstynentów w towarzystwie, a (najprzedniejsze!) na koniec ogłosić, że to wcale nie my napisaliśmy, ani nie żaden dowcipniś z Wykopu.pl, tylko taki jeden gość spod Dęblina – też zresztą orzeł.

ZA PIJANICAMI
Ziemia deszcz pije, ziemię drzewa piją,
Z rzek morze, z morza wszytki gwiazdy żyją,
Na nas nie wiem, co ludzie upatrzyli,
Dziwno im, żeśmy trochę się napili.

Wacław Potocki: jedziemy po bandzie
Barok – wiadomo – kultura nadmiaru. Nikt nie opisał tego lepiej niż mój czcigodny sąsiad z Łużnej – również, gdy idzie o kwestie picia i upijania się, czyli dawania w palnik.
Zaczniemy w miarę łagodnie – od iście reporterskiego obrazka, w którym poeta podliczył swym ciotkom opróżnione kielichy. Dla jasności: ówczesna kwarta to 250 ml, więc każda z dam wypiła do tytułowych „raczków” – uwaga, uwaga! – bagatela, półtora litra wina, czyli dwie dzisiejsze butelki. Z góry przepraszam za rozwlekłość cytatów – przytaczam całe utwory, ale są tak pyszne, że nie sposób się oprzeć.

RACZKI
Zjechawszy się ciotuchny z sobą przed półroczem
Napiłyby się winka, gdyby było po czem
Więc się każe z raczkami gospodyni kwapić
A owa: „Nie wadzi się przed raczkami napić”.
Wypiłyż po garnuszku, co miał kwartę w sobie;
Przy raczkach też po drugim pozwoliły sobie:
„Piłyśmy przed raczkami, przy raczkach, więc jeszcze
Pijmy trzecią po raczkach; rad się ten gad pleszcze”.
Zgadnijcież, jaka była okazyja czwartej
Do wypicia na owe raczki wina kwarty?
I tak je barzo dobrze uraczyły raczki,
Że niebożątka poszły spać, miasto przechadzki.
Dopieroż po żołądku postrzegszy, że one
Raczki były surowe i nie dowarzone,
A daleko, niż męski, słabszy jest niewieści,
Jeszcze po dwie: tak wszystkich wypiły po sześci.

O ile ciotczyny sabat kończy się w miarę, w miarę (panie zasypiają spokojnie w gościnnych łóżkach), o tyle srogi melanż, w którym uczestniczył autor – już nie: podmiot zupełnie nieliryczny baluje poza domem i nad ranem budzi się w jakimś brogu, czyli drewnianej wiacie na siano. Pijany to arcydzieło nie tylko barokowego rymotwórstwa (zaczyna się jak jakiś głęboko mistyczny Sęp Szarzyński, potem jest kompletna parodia, na końcu zaś znowu refleksyjna poważka), lecz także autoironicznego poczucia humoru; ponadto świadectwo niebywałego zmysłu obserwacji, w tym towarzyszących pijaństwu stanów psychicznych – od euforii i samochwalstwa począwszy, przez skłonność do rozdawnictwa, na kacu-moralniaku skończywszy. Kto choć raz to sam przeżył, potwierdzi: czysta prawda.
Wacław Potocki spoczywa w podziemiach klasztoru franciszkanów w Bieczu. Czasami, gdy koło niego przechodzę, żałuję, że nie urodziłem się 350 lat wcześniej. Chociaż i dzisiaj – nie powiem – jest się z kim napić.

PIJANY
Obudzę się, jeszcze świt nieba nie zabielił,
Nie wiem, jeślim na jawie, czy mnie sen omelił:
W sukni i w botach leżę, wszytek jako w wodzie,
Pełno bigosu w wąsach, pełno kliju w brodzie
I pochwy, i kieszeni próżne, łeb w barłogu.
„Chłopcze, kędyżem ja to?” – „Mości panie, w brogu!”
Nie śmiem się dalej pytać, rad był usnął znowu,
Już będąc pijanego wiadomy narowu,
Ale jakby mi wsadził kto do serca węża,
Żal i wstyd, nie tylko sen, żywot mi zwycięża.
„Jużci widzę, że w brogu; czy we wsi, czy w mieście?”
„Podpiłeś, waszmość, sobie na wczorajszym feście,
Wadziłeś się, a kto się po pijanu wadzi,
Musi się tam i panu dostać, i czeladzi
Narobiłeś, nagadał, nadrwił na trzy zbyty,
Ledwieśmy cię pod ten bróg wetkali przykryty.
Nigdyś nie postępował po pijanu marniej,
Woźniceś wygnał z stajnie, kucharki z piekarni”.
„Cyt, bodaj cię zabito!” – A chłopiec: „O to mniej,
Ale się każdy swojej zniewagi upomni,
Rozdałeś waszeć siła i naobiecował,
Jedno z siebie pogubił, a drugie popsował”.
Anoż skutek ludzkości pożytek ochoty:
Boska wprzód, nie bez wielkiej, obraza, sromoty;
Hańba po tym; nieprzyjaźń ludzka pogotowiu,
Bez szkody niepodobna, cóż mówić o zdrowiu.
Wino mnie nieszczęśliwie przerobiło w świnię,
Niechże się albo krótka przewlecze najdłużej,
Albo wieczna noc oczy zasromane zmruży;
Jednak, żeby się o mnie nie mogli dopytać,
Niech mi konia dodadzą, nim dzień zacznie świtać.
Jako żołnierz z przegranej uchodzi potrzeby,
Tak ja, obrzydły pijak, muszę szukać gdzieby
Krótką chwilę szalonej wesołości mojej
Cały rok uspokoił, jeśli uspokoi.

Wacław Potocki

Leopold Staff: cringe totalny
Z czym ten poeta się kojarzy – wiadomo: „O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny…”. Staff jest też jednak autorem dramatu w trzech aktach Lady Godiwa (rok wydania 1906, premiera 2 maja 1908 w Krakowie, rolę tytułową zagrała Irena Solska).
Sztuka zainspirowana jest postacią żyjącej w XI w. Lady Godivy, żony saksońskiego earla Mercji, lorda Coventry, Leofrica III. Jak czytamy w Wikipedii: „Według legendy spisanej na początku XII w. przez angielskiego mnicha Rogera z Wendover, gdy poprosiła męża, by złagodził drastyczne zobowiązania finansowe, którymi była obłożona ludność Coventry, ten postawił jej warunek: jeśli Godiva przejedzie konno przez miasto całkowicie naga – obniży podatki. Godiva postanowiła spełnić warunek, wymogła jednak na mieszkańcach, by wszyscy pozostali w tym czasie w domach, a okiennice były zamknięte, aby jej nie widzieli. Wszyscy usłuchali prośby, tylko jeden człowiek, krawiec, nazwany później Tomem Podglądaczem (ang. Peeping Tom), podejrzał okrytą jedynie długimi włosami Godivę przez otwór w okiennicy. Został za to ukarany ślepotą. Leofric docenił poświęcenie żony, dotrzymał danego słowa i zniósł wygórowane zobowiązania podatkowe”.
Co to ma wspólnego z dramatem Staffa i winem? Ano, autor postanowił użyć trunku jako farby do namalowania portretu Leofrica – portretu ukazującego go jako skończonego łajdaka, przeznaczającego rzeczone podatki na konsumpcję i – by użyć najmodniejszych określeń – „dzikich orgii z pracownicami seksualnymi”. Tylko spójrzcie – co za cringe!

Godiwa rozmawia ze Służebną.
Godiwa (z nienawiścią, wstrętem):
Hrabia się weseli
Tam przy puharach [pis. oryg. – ŁK], w pijackiej drużynie,
Po nocy zwycięstw! Słyszysz wrzaski głośne?
Tam teraz śmiechy wybuchają sprośne,
Tam teraz wino potokami płynie
Po piersiach nagich rozlewane dziewek,
Tam bezwstyd teraz króluje w swej mocy.
Nim przyjdzie, hrabia słucha grubych śpiewek
Z ust swych kochanic, puhary roztłuka,
By uczcić godnie zwycięstwa tej nocy.
A potem przyjdzie tu, do drzwi zapuka…

 

Leopold Staff - pocztówka (źródło: domena publiczna)

 

Stefan Żeromski: panel degustacyjny
Dramat stworzył też autor Syzyfowych prac, Siłaczki i Przedwiośnia. Turoń, z tego, co wiem, nigdy za życia pisarza nie był wystawiony, drukiem ukazał się również po jego śmierci – w 1929 roku, w Wydawnictwie Jakuba Mortkowicza.
Trzy i akty i jedna noc – pierwsza rabacji galicyjskiej, z 18 na 19 lutego 1846 roku, dwór oficera Krzysztofa Cedry w Olszynie na Podkarpaciu (nie wiadomo, czy chodzi o rzeczywistą Olszynę – część wsi Kopki koło Niska, czy też to produkt wyobraźni autora). Podobnie z postaciami: obok historycznych, jak Jakub Szela czy hr. Leopold Lażansky, wicegubernator Galicji, jest sporo fikcyjnych. Żeromski wyraźnie zapatrzony w Wesele Wyspiańskiego: przy okazji tego zderzenia cywilizacji, jakim niewątpliwie rabacja była, chce dyskutować o ważkich społecznych sprawach. Nas jednak bardziej interesuje ta część dramatu, która przypomina Pałac Myśliwskiego. Czyli: co się stanie, jak chłop wejdzie do rzeczonego pałacu i zacznie się bawić wielkopańskimi zabawkami. Tu właśnie pojawia się wino, no i mamy to, co mamy – czyli najpewniej pierwszą w dziejach polską degustację i recenzję tokaju aszú ściśle ludowej proweniencji, spisaną udatnie miejscową gwarą (tak się składa, że znam, więc podaję objaśnienia w nawiasach). Czytajcie, smakujcie i cieszcie się, że wybuchła równość – nikt nie plądruje piwnic i nie przerzyna nas piłą!

SZELA
[…] Wołaj mi tu lokaja z tego dwora.

CHUDY
Wychodzi. Po chwili wraca z Walentym.
Ten.

SZELA
do Walentego
Gdzie tu jest piwnica z napitkami, z winami, z wódkami?

LOKAJ WALENTY
Ja dobrze nie wiem…

SZELA
Każę ja ci wypalić przede dworem dwadzieścia buków [gw. kijów], se wnetki [gw. szybko, wnet] przypomnisz.

LOKAJ
wskazuje na sień
Niby – tak jakby w tej sieni. Jest tam pod podłogą sklep [daw. piwnica] murowany, głęboki i szeroki. Schody idą do tego sklepu z sieni.
SZELA
Z której sieni? Pokazuj!

LOKAJ
Z tej sieni…
cofa się i wskazuje
Drzwi do tego sklepu są na prost tych wielkich drzwi. Drzwi są w podłodze, na dwie strony się otwierają.

SZELA
rozkazującym tonem
Otworzyć natychmiast te drzwi, zejść do dołu, wydostać wszystkie wino i dać moim ludziom. Niechże się też rozgrzeją na zimnie. Niech się ta napiją kapkę po takiej drodze.
[…] Lokaj wchodzi do piwnicy i wydaje w ręce tłumu butelki omszałe ze starymi winami. Wrzask, popychanie się, rejwach. Chłopi wyrywają korki zębami i piją wprost z butelek, podając je jedni drugim.
[…]

SZELA
Wszystko wino i napitki, jakie ta ino są w piwnicy – ludziom. Dla mnie – najstarszego, jakie ta ino jest w tej piwnicy, butelkę. Tutaj!
Chudy powtarza do lokaja w głębi rozkaz.

CHUDY
Dla samego, dla Szeli, najstarszego wina flaszkę. Najstarszego!
Otrzymuje butelkę omszałą. Niesie ją wśród ukłonów i stawia na stole przed Szelą.

SZELA
Kieliszek! A z tych dużych. [Zna się, skubaniec – kazał przynieść degustacyjny!].
Chudy w podskokach wybiega i wnet wraca z tacą srebrną i kielichem na niej. Stawia kielich przed Szelą.

[Teraz ktoś zabiera to wino].

SZELA
kiedy wino znika, do swego syna Staszka:
Wino tu było we flaszce tęgie, słodkie. Kaj jest to wino?

[W końcu flaszka się znajduje, ale otwiera ją Lażansky].

CHUDY
[…]
Bierze ze stołu butelkę starego wina, którą rozpoczął był Lażansky, niesie ją do sieni i wręcza chłopom.
Chłopcy, zaprobujcie ino, jakie picie ciarachy [gw. rzeczy mało wartościowe, barachło – tutaj pogardliwie o ludziach ze dworu] se tu lały do gardła…

PIERWSZY CHŁOP
chwyta butlę
Pokaż!
Przechyla flaszkę i długo pije.

DRUGI CHŁOP
Te! Czekaj ino! Zostaw choć kapkę!

PIERWSZY
Oj dobroć ci to, dobroć! Trzymajże i ty, bracie.
[…]

DRUGI
oddaje flaszkę
Jak równość, to równość. A dyć toto psiapara [gw. powiedzonko używane zamiast przekleństwa], od samego miodu słodsze! Smaruje ci po wnętrzu jak sadłem.

CHUDY
do pijących
Dyć nie tak z nagła! To trza pić regularnie, pomaluśku, raz kole razu. E – chłopu dać wina starego, to ci chla jak gorzałę u Mośka.

PIERWSZY
Bo chłop nie zwyczajny pańskiego picia.

DRUGI
Szkoda dla chłopskiej gęby takiego miodu!

Łukasz Klesyk

Łukasz Klesyk – krytyk alkoholi mocnych, publicysta kulinarny i alkoholowy, redaktor nie tylko kulinarny i alkoholowy. Sekretarz redakcji magazynu winiarskiego „Trybuszon”, były redaktor przewodnika Gault & Millau Polska, miesięcznika „Kuchnia”, „Magazynu Wino” i kwartalnika „Ferment”. Autor książek: "Między wódką a zakąską" – o polskich wódkach czystych i łączeniu ich z potrawami (wraz z szefem kuchni Aleksandrem Baronem) i "Oko ryby" – o rybakach helskich i rybach bałtyckich (wraz z fotografikiem Tomkiem Sikorą), a także kilkuset artykułów o niemal wszystkim, co zawiera procenty i da się wypić. (fot. Joanna Kalisz-Dziki)

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT