Vinisfera

Chardo Mule i inne rozkosze

Rok 2023 zapowiada się raz dobrze, raz niepewnie. W Burgudii wygląda to całkiem całkiem, gorzej w Bordeaux. Dość powiedzieć, że w posiadłościach organicznych trzeba było interweniować średnio siedemnaście razy. W Polsce przyjaciele winiarze podnoszą kciuk do góry; zapowiada się świetnie. Nie mówię o polityce; à propos, przygotowałem na 15 października dwie butelki. Jedna to Vosne-Romanée PC Les Gaudichots. Druga to Moscow Mule. „Mule” oznacza w Stanach koktajl hybrydowy; łączy się składniki zgoła nieoczekiwane. Wersja zwana „Moscow” to połączenie wódki, piwa imbirowego i soku cytrynowego. Nie wiem, którą otworzę.
A propos do à propos. Istnieje też wersja „Chardo Mule”. Zamiast wódki lejemy wino, reszta bez zmian. Niczego to nie zmienia, i tak wolałbym otworzyć burgunda. Ale to nie tylko ode mnie zależy. Czy jednak kogoś młodego, dwudziestoletniego – kto ma te same nadzieje polityczne co ja – rajcowałby bardziej burgund czy koktajl? Oto jest pytanie.
Według pani Valérie Pajotin, dyrektorki instytucji promującej VDF, czyli Vin de France, statystyczny młody wybrałby koktajl. Nowe pokolenia, twierdzi, lubią „miksologię”, czyli trunki wieloskładnikowe. Toteż ambicją pani dyrektor jest popularyzacja koktajlów, w których ważną rolę będzie odgrywało wino. Oczywiście VDF, którego sprzedaż leży pani dyrektor na sercu.
Przypomnijmy fakty. Vin de France to kategoria win, przy produkcji których nie ma właściwie żadnych ograniczeń. Ani co do winifikacji, kupażu, wydajności z hektara, ani co do użytych odmian. I dodatkowe ułatwienie: na etykietce może się pojawić rocznik oraz nazwa odmiany/odmian. W supermarkecie bezapelacyjnym zwanym VDF kryje się niemało znanych winiarzy, którzy mają ochotę poeksperymentować albo z takiego czy innego powodu wyjść z apelacji (lub są z niej wyrzuceni). Ich VDF są często drogie i poszukiwane. Ale w swej znakomitej większości chodzi o wina wielkonakładowe, tanie i coraz bardziej sprofilowane na odbiorcę.
Podejście Valérie Pajotin jest całkowicie inne od tradycyjnego spojrzenia na wino jako świętość samą w sobie. W chwili, gdy winiarze francuscy nie znajdują dla swoich win rynku zbytu, mówi pani Pajotin, trzeba – jak to się robi w innych krajach – dać sobie spokój z celebracją wina. Brazylijczycy przepadają za winem różowym z cukrem resztkowym, sączonym na brzegu morza lub basenu? Proszę bardzo, wytwarzamy wino Rose Piscine i kompletne nam nie przeszkadza, że na Copa Cabana albo w willach bogaczy pije się je z lodem. Podobnie czyni młodzież francuska i niefrancuska, więc dostają VDF lekko słodkawe, do picia frappé, na kostkach lodu, No i wspomniane koktajle. Na przykład „Sauvignon Special” (nazwa zastrzeżona); sauvignon blanc VDF z tonikiem i odrobiną syropu z ogórka. Ogromny sukces.
Pani Pajotin złorzeczy, że Francja zbyt długo broniła się przed taką kompletnie beztroską konsumpcja wina, konsumpcją, którą można nazwać populistyczną. Jako przykład do naśladowania podaje australijskiego Penfoldsa, który kupił dużo winnic we Francji i wytwarza taniutkie VDF na eksport, głównie do Chin; sprzedaż jest tam masowa. Wina historyczne, jak to określa pani dyrektor, czyli wina klasyfikowane, burgundzkie czy rodańskie itd. nakazują myśleć w kategoriach jakości, podczas gdy teraz konieczne jest przejście do bożka ilości.
Podstawą działań podejmowanych przez szefową jest rozróżnienie między konsumentem młodym i starym oraz między konsumentem niewymagającym i wymagającym. Oba rozróżnienia zresztą w dużej mierze się jej zdaniem pokrywają.

Ile trzeba mieć lat, by wkroczyć w świat wina bardziej „historycznego” (pytanie oczywiście nie dotyczy młodych sommelierów i innych młodych profesjonalistów wina oraz pojedynczych młodych pasjonatów)? Gdzieś tak około trzydziestki? Tak sugeruje moja dzisiejsza bohaterka. Kerouac w słynnej sentencji twierdził: „nie wierz facetom po czterdziestce”, ostrzeżenie dla miłośników win bardziej „historycznych” mogłoby brzmieć :„nie degustuj z ludźmi przed trzydziestką”. Bo tacy lubią, żeby było słodkawo i na zimno, choćby z lodem. No i siłą rzeczy tanio. W Stanach taką granicą nie do przekroczenia byłoby dwadzieścia zielonych. U nas nie wiem, dzisiaj to czterdzieści zeta? Trzydzieści pięć?
Czy pytanie o wiek, w którym podniebienie jest gotowe odejść od tego, co łatwe i przyjemne, jest pytaniem ekonomicznym (czekamy, aż zaczniemy porządnie zarabiać), socjologicznym (przyjmujemy gusta rówieśników, jesteśmy solidarni i wspólnie buntujemy się przeciwko starym i ich zakichanej pasji winiarskiej), edukacyjnym (edukacja do smaku została zarzucona, tak w szkołach, jak przede wszystkim w domu), fizjologicznym (napomknąłem o tym miesiąc temu: smak zmienia się wraz z kolejnymi latami na karku)? Dla Jonathana Nossitera, autora słynnego „Mondovino”, umiłowanie do łagodności, łatwości i słodyczy w domenie smaku miało charakter polityczny i charakteryzowało prawicę (konserwatywną, populistyczną czy liberalną), ale pisał o tym w czasach, gdy lewica była jeszcze mocna i wielu winiarzy antysystemowych, organicznych i biodynamicznych, lubiących wydatną kwasowość, wywodziło się z kręgów lewicowo-anarchistycznych. Sytuacja od tamtych lat diametralnie się zmieniła, i teza Nossitera, zresztą bardzo dyskusyjna, nie ma już racji bytu – choć przynosi ciekawą problematyzację.
Zapewne wszystkie cztery wymiary – ekonomiczny, socjologiczny, edukacyjny, fizjologiczny – oddziałowują razem, choć wydaje mi się, że ten trzeci jest najistotniejszy. Istnieje coś takiego jak smak witalności u młodych i smak deziulzji (u starych).
No dobrze, zakładam, że czytelnicy Vinisfery nie dolewają do chardonnay toniku i syropu ogórkowego, i że są raczej po stronie szeroko pojętych win „historycznych”. Co zatem zrobić z opisaną wyżej profanacją wina? Oburzać się jego desakralizacją? Myśleć przeciwko sobie i uznać komercyjne argumenty? W ogóle nie mówić o profanacji, lecz o innym podejściu do wina?
Szczerze mówiąc nie wiem, a jeszcze bardziej szczerze mówiąc, nie tak wiele mnie to obchodzi. Istnieją winiarze i istnieją producenci, tak jak istnieją malarze i pacykarze, pieśniarze i piosenkarze. Dla każdego jest miejsce na świecie. Jak mawiał w czasach PRL-u dyrektor romanistyki, śledząc naszą studencką opozycyjną (skromną) działalność: „proszę bardzo, wszystko jest możliwe, żyjemy w kraju demokratycznym i wolnym. No ale bez przesady”.

Erratum do poprzedniego felietonu: chciałem napisać, że Isabel Ferrando dzisiaj już nie odszypułkowuje win, a napisałem na odwrót. Za karę wypiję szklankę syropu z ogórka.

Marek Bieńczyk

Marek Bieńczyk

- pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy "Kronik wina"; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski "Wina Europy". Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT