Vinisfera

Dwanaście truskawek na pasażera

Diabli by to wzięli, lato się zaczęło i znowu czas na odpuszczanie. Oby już do jesieni, gdy wrócą degustacje i ciężkie roboty. Przynajmniej teoretycznie. No bo czym są wakacje dla wina? Odpowiedź jest moim zdaniem prosta: wakacje dla wina to wino nieprzegadane. Nieobgadane, niedogadane.
Co to znaczy „wino nieprzegadane”? Kiedyś, w zamierzchłej przeszłości, gdym o winie nie wiedział nic, napisałem powieść, której tytuł miał brzmieć – na szczęście dałem spokój – „Dwanaście truskawek na pasażera”. Przyszedł lipiec i bohaterka na koniec odlatuje samolotem transoceanicznym, a że zafundowano jej klasę biznes, podczas lotu podano szampana. Skoro zaś szampan, no to musowo truskawki – winem, jak mówię, jeszcze się nie interesowałem, o szampanie wiedziałem, że takiego prawdziwego właściwie dotąd nie piłem, lecz interesowałem się tenisem i akurat zaczynał się Wimbledon. Gdzie podawało się, oczywiście w pierwszych lożach, szampana z truskawkami. Rzeczona bohaterka powieści, pedantka z natury, policzyła, że truskawek podano do szampana dokładnie tuzin i stąd miał się wziąć wspomniany tytuł.
No ale do jakiego szampana podano owych dwanaście truskawek? Dzisiaj może by mnie to zaciekawiło, kogo to jednak obchodziło w samolocie? I kogo obchodzi w loży na Wimbledonie? Najważniejsze, żeby było różowo i wykwintnie; w istocie szampan z truskawkami to alegoria beztroskiej rozkoszy, obraz najdelikatniejszego luksusu, najfajniejszego muślinu narzuconego na ciężką i nie zawsze tak miłą rzeczywistość.
Już teraz chyba jest jasne, o co mi chodzi. Wino nieprzegadane to wino wypite bezrefleksyjnie, wino wypite niewinomańsko, wino spożyte równie bezpośrednio jak bezpośrednio pada na skórę promień słońca. Straszne, prawda? Horror, czyż nie? Tylko dlaczego nikt, łącznie z piszącym te słowa, się nie oburza?
Wydawać by się mogło, że to wszystko bajdurzenia, lecz coś mi się widzi, że powiem to Górskim Kazimierzem, otóż cośmisia widzi, że dotykamy tu kwestii fundamentalnej. W dogłębnym wnikaniu w smak wina – a jest to, jak była wyżej mowa, naprawdę ciężka robota, wymagająca wysiłku i ogromnego skupienia oraz umiejętności dobierania odpowiednich słów – mieści się wiara nie tylko w systematyczną analizę, lecz także, a może przede wszystkim, w możliwość takiego czy innego uporządkowania świata. Wypowiedzenie cech wina, ich wyliczenie i zhierarchizowanie, tworzy pewien miniporządek, który jako pars pro toto odzwierciedla możliwość uniwersalnego porządku, zakłada istnienie powszechnych prawideł.
Natomiast „wakacyjne” picie wina jest wobec takiej głębokiej degustacji zachowaniem anarchizującym. Jako gest anarchii ogłasza dezercję wobec systemu; pijący „wakacyjnie” są Szwejkami, dzielnymi wojakami, którzy wypięli się na systemowe certolenie się, na szukanie powtarzających się zasad i reguł.

Z natury większość z nas ma coś ze Szwejka. Komu by się chciało tak cały czas poddawać musztrze, czy to narzuconej z zewnątrz, czy to przez nas samych. Najlepszym wysiłkiem zdaje się brak wysiłku, schodzenie z traktu, niewchodzenie w uniform degustatora winomana. Z wyboru winomańskiej pasji większość z nas ma coś z kaprala, który dyscyplinuje nasze rozleniwienie. I niech tak zostanie; niech taka dwoistość naszego winomańskiego (i zapewne nie tylko) istnienia trwa sobie w najlepsze. Bo też trudno być tylko Szwejkiem lub tylko kapralem; prawdziwa namiętność do wina gra na obu bębenkach i obu potrzebuje.
Nie znaczy to jednak, że mamy sobie „wakacyjnie” na wszystko pozwolić. Będąc Szwejkami i kapralami, nie przestajemy pilnować pewnych granic, za którymi wino wystawia się na najpoważniejsze zagrożenia. W końcu zostaliśmy powołani do misji ochrony wina! Jeśli truskawki, to ma być szampan. Bo jeśli prosecco, to tylko truskawy. Jeśli dzikie pragnienie, to woda, a nie szprycer. No i inne pokusy rozwadniające zasady i samo wino. Apage, Satane. Na przykład wynalazek ostatnich dwóch lat, po francusku zwany vière, czyli produkt łączący wino, vin, z piwem, bière. W jednej butelce. A kysz!
Skąd ten pomysł? Może z ducha czasów, który promuje pojęcie „hybryda” na każdym polu, w każdej dziedzinie. Vière to napój hybrydowy, tak przedstawiają go sami producenci (już nie tylko francuscy; zresztą pionierami byli Włosi, lecz to Francuzi dopracowali technologię). Powstaje w wyniku kofermentacji dwóch moszczów: winnego i zbożowego. Ten drugi dodaje się stopniowo do tego pierwszego. Winopiwo, wipi, jest leciutko musujące, aromaty pochodzą natomiast z użytej odmiany winorośli. Alkohol mieści się w przedziale 7-11%. Finisz jest raczej słodki; do produkcji nie używa się dużo chmielu. Podejmuje się już pierwsze próby starzenia winopiwa w amforach i innych modnych dziś zbiornikach. Cena niewąska, 10-20 euro za butelkę 0,75.
Niestety, winopiwo bywa smaczne, a latem bardzo smaczne. Ale co z tego? Czy to jest dobry powód do zdrady? Nie wolno po to sięgać! My musimy bronić naszej reduty!
Nam pić nie kazano. – Wstąpiłem na działo
I spojrzałem na plażę; dwieście wipi stało

(Adam Winkiewicz, Reduta Ordona)

Miłego lipca, siostry i bracia!

Marek Bieńczyk

Marek Bieńczyk

- pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy "Kronik wina"; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski "Wina Europy". Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT