O roczniku ów!
Z rocznikami wina jest nieco tak jak z doborem win do jedzenia. Niby wszystko wiadomo, ten rocznik jest dobry, tamten słabszy, lecz gdy przyjdzie co do czego, czyli do próby kieliszka, odgórne pewności często się nie sprawdzają. I podobnie, powiedzieć, że dajmy na to pinot noir pasuje do bażanta, to powiedzieć niewiele. Jeden pinot tak, inny nie. Ten starzony w starej kadzi tak (lub nie), tamten w nowej beczce nie (lub tak). Ten starzony w beczce lekko wypalanej tak (lub nie), ten w mocnej – nie (lub tak). Ten z chambolle-musigny village od tego producenta tak (lub nie), tamten z chambolle-musigny premier cru nie (lub tak). To volnay z tego rocznika tak (lub nie), a z tamtego nie (lub tak).
Wiadomo, że rocznik 2017 w Bordeaux był raczej słaby. Więc proszę: na małej, lecz pasjonującej pionowej degustacji bordoskiej zorganizowanej parę dni temu przez Roberta Mielżyńskiego zaprezentowano dwie posiadłości. Chateau Kirwan, margaux GCC i Phelan-Segur, saint-estèphe, cru bourgeois. Winemaker z tego pierwszego w swojej prezentacji ominął 2017, roczniki szły od 2020 do 2015 z tym jednym wyjątkiem. Przedstawiciel tego drugiego rocznik 2017 przywiózł – i właśnie to wino ze wszystkich przez niego prezentowanych roczników, również od 2020 do 2015, było tamtego dnia – spośród butelek Phelana Segura – najlepsze.
I dalej. Rocznik 2015 w Medoku ma bardzo dobre notowania, w tabelach roczników tyle samo gwiazdek co 2016 lub – w niektórych – więcej. Jednak jeśli nie wiemy dokładnie co i jak, możemy się w zależności od naszych gustów nieźle naciąć. 2015 jest korpulentny, gęsty i potężny, 2016 szczuplejszy i płynniejszy. Albo 2018 i 2020. Oba gorące. Oba dobrze oceniane. 2018 trudny, przynajmniej w tej chwili, do picia, Chateau Kirwan 2020 już przynosi mnóstwo przyjemności. Albo to: Chateau Kirwan 2016 degustowane pięć lat temu wydawało mi się kapitalne; miało, nie wiem jak to wyrazić, drugie dno, rasowy podkład, coś jak najlepszą bieliznę przykrytą śliczną szatą. Teraz wciąż było bardzo dobre, w tej degustacji obok 2020 moje ulubione, lecz tego podkładu, tych koronkowych gatek, już tak mocno nie czułem. Tamten Kirwan 2016 wydawał mi się najlepszym Kirwanem, jaki w ogóle piłem, ten jednym z najlepszych. Dodam na marginesie, że z nastaniem nowej ekipy (Stanislasa Thierry i Philippe’a Delfaut) Kirwan – które znawcy Bordeaux cenili umiarkowanie ze względu na nierówną klasę jego terroir – zrobił w ostatnich latach wielkie postępy.
Znajomi w podróży często zadają mi esemesem pytanie: jestem w Bordeaux (czy w Burgundii), który rocznik kupować? W istocie jest to pytanie typu: czy Pan Bóg jest kobietą czy mężczyzną? Słowem, niby wiadomo, lecz nic nie wiadomo. Można oczywiście wyznaczyć pewne ramy, 2013 w Bordeaux mało komu się udał, 2018 jest gruby, zwłaszcza w Burgundii, lecz wciąż pozostajemy w sferze ogólności. W sferze ogólności Phelana-Segura 2017 bym nie kupił; a teraz, w sferze szczególności, mógłbym.
Powiada się od dłuższego czasu, że nie ma już słabych roczników – umiejętności winiarza wsparte technologią, czy raczej technologia wsparta umiejętnościami winiarza mają likwidować różnice. Też przywykłem do tego rodzaju myślenia, lecz degustacja kilku win rodańskich z rocznika 2021 zasiała poważną wątpliwość w takie dictum. Rzeczywiście słabo; nad Mozelą słabo, w Prioracie słabo, itd.
Wedle innego z kolei powiedzenia z ostatnich lat, gorszy rocznik bywa obecnie lepszy od dobrego. W powiedzeniu tym chodzi rzecz jasna o świadomość, że w obliczu corocznych upałów – intensywniejszych w lecie, ale też pojawiających się za szybko – powstają wina „za dobre”, zbyt alkoholowe i zbyt dojrzałe. Roczniki słabsze, z większą kwasowością przed takim nadmiarem mają nas ratować: wina obiektywnie nie zasługujące na wysokie oceny są o wiele bardziej pijalne niż wspomniane wina świetne. Ale nikt nie ma jeszcze odwagi dokonać rewolucji w punktach, tak jak nikt nie przyzna się, że „Ulisessa” Joyce’a nie doczytał do końca.
Słowem, same kłopoty. Kłopoty to nasza specjalność, tak brzmi moja mantra winiarska od wielu lat. Tym bardziej, że dla niewinomanów pojęcie rocznika wydaje się fundamentalne i niejako mityczne. Tajemna wiedza o winie zaczyna się od wiedzy o rocznikach – myślą. Czy warto to demistyfikować? Trudne pytanie. Podręcznikową wiedzę o jakości roczników w Europie mam mniej więcej opanowaną. Więc strzelam odpowiedziami, gdy ktoś pyta, dajmy na to, o rocznik 1966 w Bordeaux. Czuję się wówczas tak, jakbym wymieniał skład Anglii albo Portugalii w piłkarskich mistrzostwach świata – w tamtym roku tak bardzo pamiętnych, bo jeszcze grali Pele (słabo; szybko kontuzjowany) i Eusebio (kapitalnie). Wiedza dla wiedzy, bez większego znaczenia, ale jest przyjemnie.
Marek Bieńczyk
- pisze o winach od 20 lat. Wydał dwa tomy "Kronik wina"; wraz z Wojciechem Bońkowskim stworzył pierwszy polski przewodnik winiarski "Wina Europy". Prozaik, tłumacz, historyk literatury. W roku 2012 otrzymał Nagrodę Literacką Nike.