Wino proroków
Pierwszych osadników wygnała z Porto Santo plaga królików. Jej sprawcą był teść Krzysztofa Kolumba, Bartolomeu Perestrello, z nadania króla Portugalii pierwszy rządca wyspy. Na jego statek zaokrętowała się nielegalnie ciężarna królica, którą kapitan, wiedziony miłosiernym odruchem, kazał wypuścić na ląd. Po kilku latach mieszkańcy, budujący w pocie czoła pierwsze osady, zdali sobie sprawę z obecności silnej konkurencji. Mnożące się z kazirodczych związków króliki nie tylko skutecznie uniemożliwiały zakładanie upraw, ale nie mając naturalnych drapieżników, dosłownie pochłaniały lokalny ekosystem. Wypowiedzianą zwierzętom wojnę ludzie wkrótce przegrali i w obliczu głodu byli zmuszeni uciec na pobliską Maderę. Gdy po kilkudziesięciu latach powrócili, dziewicza zielona wyspa była ogołoconą z roślinności półpustynią. Warunki nie pozwalały już na kultywację trzciny cukrowej czy bananowców. Pozostawało rybołówstwo oraz roślina mogąca wytrzymać nawet tak surowe warunki – winorośl.
Mimo położenia w odległości zaledwie 40 kilometrów od Madery, Porto Santo jest jej przeciwieństwem. Ekstremalnie suchy klimat, piaszczysto-wapienne gleby będące efektem erozji wypiętrzonego dna oceanu, nieustające wiatry wiejące tu z regularną prędkością 5 metrów na sekundę. Winorośl jest tu prowadzona płasko przy ziemi, a przed wiatrem chronią ją dodatkowo trzcinowe płotki i kamienne murki. W okresie owocowania gałęzie unosi się do góry przy pomocy żerdek, tak by grona nie leżały na rozgrzanym piasku. Podobne sposoby przystosowania upraw do trudnych warunków spotkamy w położonym niedaleko Lizbony regionie Colares i na Azorach.
Odmienna jest też struktura szczepowa. Zamiast kojarzonych z Maderą malvasii, bual, verdelho i sercial, uprawia się tu listrão, czyli przywieziony najprawdopodobniej z Wysp Kanaryjskich listán blanco. Jest to nic innego jak wyspiarski klon palomino fino, znanego z Jerez podstawowego szczepu do produkcji sherry. Plon był przez wieki wożony na Maderę, gdzie blendowano go ze szczepami tradycyjnie wykorzystywanymi do produkcji lokalnych win wzmacnianych, choć znane są pojedyncze przypadki jednoszczepowych mader z listrão.
Proweniencja drugiego najpopularniejszego szczepu na Porto Santo jest nieco bardziej tajemnicza. Mieszkańcy wyspy opowiadają, że na początku XX wieku przywieziono tu z RPA sadzonki winorośli zwanej olho de pargo (oko lucjana). Upodobał ją sobie João da Silva, jeden z bardziej prominentnych winogrodników, zwany przez znajomych pieszczotliwie Ślimakiem. Z czasem szczep zrósł się w świadomości mieszkańców ze swoim pierwszym propagatorem tak bardzo, że przyjął jego przydomek – po portugalsku Caracol. Grona nie opuszczały jednak wyspy i wytwarzano z niego tylko proste wina na użytek miejscowych tawern.
Jeszcze niedawno kultura winiarska na Porto Santo była w zaniku. Z rzadka już producenci z Madery upominali się o transport listrão. Winorośl, sadzona często na przymorskich piaskach, ustępowała miejsca willom i infrastrukturze hotelowej. Kilka hektarów winorośli wyrwano pod wielkie pole golfowe, inne wobec braku popytu zaczynały powoli dziczeć. W odwróceniu smutnej tendencji pomogła najbardziej nieoczekiwana okoliczność – światowa pandemia koronawirusa.
Nuno Faria, lizboński restaurator dzierżący jedną gwiazdkę Michelin, w obliczu szczytowych zachorowań postanowił zaszyć się na Porto Santo. Długi pobyt pozwolił mu na głębsze poznanie wyspy, na której odkrył piękne, wcześniej mu nieznane winnice z płożącymi się po piasku niemal stuletnimi krzewami. Podekscytowany skontaktował się ze swoim wieloletnim przyjacielem António Maçanitą, niezwykle głośną ostatnimi laty postacią portugalskiego winiarstwa, który wkrótce przybył na wyspę i gorąco podzielił entuzjazm.
Macanita rozpoczął karierę w Alentejo, gdzie założył projekt Fitapreta Vinhos, skupiający się na wykorzystywaniu bogactwa mniej znanych portugalskich szczepów. Szybki sukces pozwolił wkrótce na rozszerzenie działalności o kolejne regiony – Dão, Algarve i Lizbonę. Przestrzeń do prawdziwego rozwinięcia skrzydeł zapewniły mu jednak dopiero Azory. Na skalistej wysepce Pico zaangażował się w rekultywację unikalnych w skali światowej winnic, uratował od wyginięcia azorski endemik terrantez do Pico, wreszcie wybudował nowoczesną winiarnię połączoną z butikowym hotelem i restauracją. Wkrótce jego azorskie biele zostały dostrzeżone przez światową prasę i krytyków, szturmem zajmując podium najwyżej w historii ocenianych portugalskich bieli. Wyspiarskie doświadczenia sprawiły, że winnice na Porto Santo natychmiast znalazły z Maçanitą rezonans, śmiało więc postanowił przystąpić do dzieła.
Praca rozpoczęła się przyjemnie – od degustacji lokalnych win, choć niewiele z nich trafiało do butelek i była to raczej podróż po chatach miejscowych winogrodników i wspólne zaglądanie do domowych gąsiorków. Drugie zadanie, już bardziej mozolne, czekało w winnicach, gdzie w wielu przypadkach należało zidentyfikować poszczególne krzewy. Fakt wykorzystywania gron na własny użytek sprawiał, że właściciele niewiele dbali o spójność szczepową hodowli. Dwójka przyjaciół udała się następnie na Maderę, by spróbować starszych butelkowań win z Porto Santo i zajrzeć do archiwów szacownych producentów madery w poszukiwaniu wskazówek. Tu spotkali się z wielkim sceptycyzmem względem swojego pomysłu. W opinii skądinąd zdolnych maderskich winiarzy, Porto Santo mogło być tylko źródłem win służących do – mówiąc delikatnie – upajania się w gospodzie.
Niezrażeni tym António Maçanita i Nuno Faria (z pochodzenia Maderczyk) założyli projekt Companhia de Vinhos dos Profetas e Villões, odwołując się do półżartobliwych przezwisk, jakimi obdarzyli się nawzajem mieszkańcy Madery i Porto Santo. Ci pierwsi zostali w związku ze swoją dominującą w relacjach z maleńką Porto Santo pozycją przezwani „villões” (złoczyńcy). Drudzy noszą na Maderze odwołujący się do surowości charakteru zgryźliwy przydomek „profetas” (prorocy). To w partnerstwie z „prorokami” Maçanita upatrywał źródła sukcesu.
Praca przy pierwszym roczniku (2020) była wyjątkowa pod wieloma względami. Pierwsze zaskoczenie przeżyli winogrodnicy z zakontraktowanych do projektu winnic. Maçanita za kilogram dobrej jakości gron postanowił zaoferować 5 euro. Cena, porównywalna z tą na Santorini i zbliżająca się do oferowanej w Szampanii, sprawiła, że „prorokom” opadły szczęki i – mimo oczywistego zadowolenia – zaczęli powątpiewać w zdrowy rozsądek dwójki przybyszów.
Zbiór był operacją ryzykowną i trudną logistycznie. Datę Maçanita ustalił arbitralnie na istotnie wcześniejszą, niż ta, do której byli przyzwyczajeni miejscowi. Zaufaną ekipę przywieziono samolotem z Alentejo. Praca rozpoczęła się późnym popołudniem. Grona załadowano na ciężarówkę chłodniczą, którą wobec braku na Porto Santo profesjonalnej winiarni, przewieziono na Maderę specjalnie zakontraktowanym nocnym promem. Wyciskanie rozpoczęło się o pierwszej w nocy, a nad ranem moszcz znajdował się już w stalowych kadziach i beczkach. Po roku niskointerwencyjnej winifikacji na rynek trafiły pierwsze szerzej dystrybuowane niewzmacniane wina z Porto Santo – dwa listrão i dwa caracol.
Reakcje krytyków i prasy były bardziej niż entuzjastyczne. Wszystkie wina zapunktowały wysoko, a Listrão dos Profetas – Vinho da Corda 2020, wytworzone z drugiej (teoretycznie mniej szlachetnej) frakcji tłoczenia gron, otrzymało notę 95 punktów od Wine Advocate i 19/20 od dość wstrzemięźliwej w ocenach Jancis Robinson. Kolejny rocznik win spotkał się z równie ciepłym przyjęciem. Obecnie o winach „proroków” regularnie pisują winiarskie media, a kosztujące po kilkadziesiąt euro butelki łatwo znajdują nabywców.
Aktualnie na Porto Santo rozkręca się kilka mikroprojektów winiarskich. Nawet „złoczyńcy” zwrócili na drobnego sąsiada łaskawe spojrzenie. W tej chwili trzech producentów z Madery (m.in. Justino’s) odnowiło kontakty na wyspie. Nikt już nie myśli o wyrywaniu winnic, za których grona płaci się godną cenę, a koncepcja powiększenia pola golfowego została odłożona na dalszy plan. Ten sukces dowiódł nie tylko umiejętności Maçanity i potencjału lokalnych winnic, ale przede wszystkim umieścił zapomnianą wysepkę na winiarskiej mapie świata.
Michał Gawłowski
Michał Gawłowski - edukator winiarski specjalizujący się w prowadzeniu degustacji i wykładów dla zarówno dla profesjonalistów jak i szerokiej publiczności. Współautor poczytnego edukacyjnego profilu na Facebooku — ABC wina, organizator wielu degustacji i warsztatów poświęconych winu. Szczególnym zainteresowaniem darzy historię mniej znanych regionów winiarskich.