O polskich przedwojennych winnicach i nie tylko… Vinisfera przedstawia znakomite opracowanie Wojciecha Włodarczyka. Zapraszamy do fascynującej lektury.
Jan Kochanowski, znawca win z benedyktyńskiej winnicy w Górze Jaroszyńskiej i nierzadki gość w janowieckim zamku, swoją odmowę przyjęcia intratnej kasztelani połanieckiej przypieczętował następującą fraszką (księga III): „Nie dbałem nigdy o złoto, / Alem tylko prosił o to, / Aby kufel stał przede mną, / A przyjaciel pijał ze mną: / A tymczasem robotnicy / Pieczę mieli o winnicy; / To wszystko moje staranie, / To skarb, złoto i zebranie. / Ani dbam o kasztelana / Trzymając się mocno dzbana.”
Wciąż jeszcze nie posiadamy całościowego opracowania dziejów polskiego wina, ani jako fenomenu kulturowego, ani jako przedsięwzięcia gospodarczego. Jeżeli taka historia winiarstwa powstanie, będzie musiała uwzględniać trzy odrębne etapy jego rozwoju[1]. Pierwszy – od przyjęcia chrześcijaństwa (z kulminacją nasadzeń w XIII i XIV w.) do schyłku I Rzeczypospolitej, drugi – obejmujący szczególnie 2 ćwierć i poł. XX w. oraz trzeci – obecnej III RP.
Wisła, wzdłuż której zakładano w Polsce jedne z pierwszych winnic, wpływała na ich rozwój dwojako[2]. W średniowieczu brzegi rzeki pod plantacje winorośli wybierali sprowadzani z Zachodu przez opatów i książąt specjaliści. Wino było i jest niezbędne w liturgii. Przenosząc doświadczenia Rzymian i Karola Wielkiego w zakładaniu winnic nad Mozelą i Renem, czynili to samo w Polsce. Rzeka łagodzi klimat, a sadzone na jej stromych północnych brzegach winorośle szybciej dojrzewają. Dlatego Sandomierz i okolice oraz Zawichost, pełne były w tym czasie winnic[3]. Dlatego spotykamy je w Czersku, Płocku, Toruniu[4]. Dlatego benedyktyni z Sieciechowa założyli winnicę w Górze Jaroszyńskiej (dziś Góra Puławska) i być może mieli inną na prawym brzegu Wieprza. Dlatego winnice znajdujemy u stóp zamku w Janowcu, na górującym nad Wisłą zamku w Solcu, i w leżącym na południe od Solca folwarku Raj[5].
Ten dynamiczny rozwój polskiego winiarstwa obejmujący klasztory i plebanie, możnowładców, częściowo szlachtę i mieszczaństwo, zaczął wyraźnie słabnąć na początku XVI w. Powodem był wzrost popularności piwa i gorzałki, ale przede wszystkim rozwój handlu winem[6]. W 1523 r. sejm piotrkowski w oczywistym interesie szlachty ustalił niskie ceny maksymalne na towary kolonialne, m.in. właśnie na wina węgierskie i małmazję[7]. Wynika z tego jednoznacznie, że właściciele ziemscy nie byli już zainteresowani robieniem własnego wina. Co prawda potem pod naciskiem kupców (złożyli protest w Lublinie) ceny uwolniono, ale był to pierwszy wyraźny sygnał zwycięstwa importu nad rodzimą produkcją trunku[8]. Transportowi sprzyjało też zastosowanie w tym czasie przy winifikacji siarki. Używana najpierw w Niemczech, rozpowszechniła się, wpłynęła korzystnie na stabilizację wina i pozwalała na daleki transport. Wisłą, główną arterią komunikacyjną Polski, sprowadzano teraz przez Gdańsk w dużych ilościach wina z zachodniej i południowej Europy (reńskie, hiszpańskie, francuskie, częściowo małmazję), podważając tym samym sensowność uprawy winorośli na jej zboczach. Królowa Bona, która dla swoich winnic na stokach czerskiego zamku przywoziła szczepy z Włoch, jednocześnie też sprowadzała Wisłą wino[9]. Z południa przywożono wina węgierskie (węgrzyny, w tym słynny tokaj), z południowego wschodu, przez Lwów i Lublin, szła grecka małmazja i muszkatel[10]. Względna łatwość transportu poważnie więc ograniczyła produkcję wina lokalnego, chociaż jej całkowicie nie zlikwidowała[11]. W Lustracji z 1654 r. o wspomnianym wyżej Raju pisano: „Od południa winniczka, gdzie się y wino rodzi i drzewek brzoskwiniowych albo morelowych rodzaynych iest pod półkopy”[12]. Dokumenty lokacyjne np. Bychawy z 1537 r. czy Tomaszowa Lubelskiego z 1621 r. pozwalały mieszczanom produkować i sprzedawać własne wino (w Bychawie kwartalny podatek ustalono na 1,5 gr., w Tomaszowie Lubelskim żądano 1 florena od kadzi wina[13]), chociaż nie mamy dowodów, że z przywilejów tych korzystano[14]. Także w pod biłgorajskim Górecku Starym w 1589 r. była notowana winnica, winorośl uprawiano też w Zwierzyńcu Zamoyskich. Kres plantacjom położyły wojny 2 poł. XVII w. (np. winnicę w Raju zniszczył potop szwedzki, a winnicę w Czersku zaraz potem wojska Rakoczego i kozacy) i początku XVIII w., w którym nastąpiło też wyraźne oziębienie klimatu. Ponowne, tym razem „oświeceniowo-romantyczne” zainteresowanie winnicami wynikało z jednej strony z rozwoju sztuki ogrodniczej i refleksji nad nią, z drugiej – z naukowego podejścia do upraw ogrodowych i produkcji wina. Dobrym przykładem sentymentalno-romantycznej winnicy może być w naszych okolicach „Góra pod Winnicą”, znajdująca się w Parchatce koło „Samotni” Izabeli Czartoryskiej, zapewne ślad po nasadzeniach właścicieli Puław. Zaraz potem mamy w Oblasach w „ogrodzie fruktowym” „plantację wina obok inspektów nowo przez JW. Osławską w roku zeszłym 1827 gustownie założoną”[15]. Tekla Osławska posadziła zapewne odmiany deserowe. Ale pamiętajmy, że reakcją na upadek jakości wina po zniszczeniach rewolucji francuskiej było wprowadzenie na pocz. XIX w. we Francji przez ministra Jean-Antoine Chaptala prawa regulującego dodawanie do moszczu cukru (tzw. szaptalizacja) w celu uzyskania dobrego wina także w chłodnych latach. Metoda ta pozwalała i pozwala robić wino nawet w północnych krajach Europy.
Zainteresowanie właścicieli majątków winnicami musiało mieć swoje szersze konsekwencje także dla mieszczan Janowca, bo znająca dobrze miasteczko Helena Tarłowska pisała w swojej monografii, że „na południowych stokach góry janowieckiej uprawiano winogrona”[16]. Na unikalnym zdjęciu z lat 70. XIX w. widać pod zachodnim skrzydłem zamku rosnącą winnicę i wyraźne ślady nieregularnych tarasów po dawnej uprawie winorośli u stóp skrzydła wschodniego[17]. Na pocztówce z początku XX w. widać z kolei niewielką winnicę u stóp południowej wieży mieszkalnej. Decydujący dla dalszych losów polskiego winogrodnictwa okazał się rozwój nauk ogrodniczych i biologicznych, przede wszystkim podjęcie przez Louisa Pasteura w 1862 r. prac nad wyjaśnieniem procesów fermentacji i zapobieganiem chorobom wina (Études sur le vin, 1863). Pojawienie się w 1863 r. w Europie groźnej filoksery niszczącej pod koniec XIX w. winnice całego kontynentu, zmusiło (po słynnej międzynarodowej konferencji w 1881 r. w Bordeaux) do szczepienia winorośli na podkładkach odmian amerykańskich odpornych na tę groźną mszycę i do poważniejszego, naukowego spojrzenia na hodowlę rośliny. Zaczęto eksperymentować (Francuzi: Albert Seibel, Victor Villard, Alexis Millardet) z nowymi odmianami, krzyżówkami i hybrydami odpornymi na mróz i choroby[18]. W Polsce ogromną rolę odegrał Edmund Jankowski (1849-1938, na zdjęciu obok), autor pierwszego fachowego, polskiego podręcznika uprawy winorośli i znawca francuskich winnic[19]. Założył wiele plantacji w Polsce centralnej, a w swoich Wspomnieniach ogrodnika pisał: „[…] Powiśle [lubelskie] i przyległe mu ziemie, ani wówczas [w latach 70. XIX w.], ani nawet długo potem, nie były należycie użytkowane pod względem rolniczym. […] Na przyległych rędzinach (borowinach) mogą się darzyć wybornie orzechy, na nagich zaś górkach wapiennych można by mieć rozległe plantacje brzoskwiń, moreli i winnice. Trzeba tylko umieć i chcieć, a tymczasem całe wzgórza, przepysznie położone, odłogują, porosłe dzikimi różami, jałowcem kwaśnicą, jako owe makje, zarośnięte kolczastymi, bezużytecznymi roślinami na wybrzeżach Adrii i Morza Śródziemnego.”[20] Chociaż z wskazówek Jankowskiego skorzystano na większą skalę dopiero pół wieku później, to rosyjski „Wiestnik Sadowodstwa” z 1885 r. poświęcił temu wzmożonemu zainteresowaniu winnicami specjalny artykuł Plony winorośli w okolicach Warszawy[21].
Obok właściwego czasom pozytywizmu rozwoju nauk ogrodniczych i rolnych, równie ważne okazały się ówczesne warunki ekonomiczne. Kryzys gospodarczy dotykający po powstaniu styczniowym majątki ziemskie kazał zwrócić uwagę właścicieli na specjalizację i przetwórstwo. Na Podolu, odtąd najważniejszego w Polsce miejsca uprawy winorośli (szczególnie od chwili założenia w 1900 r. Zakładu ogrodniczego w Zaleszczykach), dodatkowym argumentem za jej hodowlą były mroźne zimy końca XIX w. niszczące winnice węgierskie i korzystny eksport winogron do Rosji[22]. W 1881 r. pierwszą podolską kilkumorgową winnice założył w Zazulińcach właściciel majątku Wartanowicz. W 1892 r. Julian baron Brunicki otworzył w Dobrowlanach koło Zaleszczyk szkółkę drzew, a następnie winorośli. W tym samym czasie ziemianin Andrzej Szczuka, prezes Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, założył winnicę nad Pilicą, w swoim majątku Winiary koło Warki[23]. Także w nałęczowskim uzdrowisku: „Do wąwozu Lasockiego idzie się zaraz z bramy [Królewskiej] na prawo zostawiając po lewej winnicę i budkę stróża”[24] Jednak rozwój plantacji winoroślowych w zaborach rosyjskim, austriackim czy pruskim przebiegał inaczej. Ustawodawstwo austriackie i pruskie pozwalało nazywać winem tylko produkt gronowy (co przyczyniło się od końca XIX w., do stopniowego zaniku winnic zielonogórskich i jednocześnie rozwoju w Wielkopolsce przetwórstwa napojów winnych z owoców), nieprecyzyjne ustawodawstwo rosyjskie winem określało zarówno wina gronowe jak i owocowe[25].
Ta rosyjska regulacja została w 1925 r. przyjęta jako obowiązująca dla całej już niepodległej Polski. Jednocześnie wobec krajowych win gronowych zastosowano w lipcu 1925 r. zaporową stawkę akcyzy: 1 zł – od litra wina gronowego i tylko 20 gr. od owocowego. Nic więc dziwnego, że w Polsce w latach 20. XX w. zniszczone w czasach I wojny światowej winnice nie były odbudowywane, a rynek zalewany był tanim „winem” owocowym[26]. Dopiero zmiana podatku akcyzowego w listopadzie 1931 r. – 90 gr. za wina gronowe i 50 gr. za „wina” owocowe, zwróciła uwagę ziemian na opłacalność uprawy winorośli na wino. Wszystko to odbywało się w czasie narastającego kryzysu ekonomicznego. Władze zdawały sobie sprawę, że szansą na ożywienie gospodarczo zapóźnionego „ciepłego Podola” mogą być wielkoobszarowe plantacje winorośli i produkcja polskiego wina gronowego. W 1929 r. na Podolu pod winnicami było zaledwie 10 ha, ale w 1932 już 62 ha, w 1935 – 111 ha, a w r. 1936 – 131,5 ha. Przewidywano, że w ciągu 10 lat będzie można obsadzić winoroślą ok. 1500 ha. Największa winnica w międzywojennej Polsce, ordynacji Wysuczka na Podolu, liczyła sobie w 1939 r. 34 ha i 35% winogron przeznaczała na 3 rodzaje win: stołowe, vermuth i wytrawne z szczepów „wyłącznie burgundzkich białych i czerwonych”. Koszt założenia 1 ha winnicy wynosił na Podolu ok. 3 tys. zł, w Wielkopolsce – ok. 5 tys.[27]. Mimo tych niebagatelnych sum tendencja do zakładania winnic w latach 30. w Polsce wyraźnie się umacniała[28].
Leon Kozłowski (1899-1977, na zdjęciu obok), ziemianin, absolwent warszawskiej SGGW (rocznik 1925), w 1926 r. uprawiał winorośl w Argentynie[29]. Przedtem praktykował w majątkach francuskich. W 1928 r. został właścicielem zamku w Janowcu i 19 ha resztówki dawnego majątku Ćwirko-Godyckich. Na początku lat 30. założył obszerną tarasową winnicę u podnóży janowieckiego zamku i rozciągającego się na wschód parku. Miała ok. 700 m długości i do 60 m szerokości, w sumie niecałe 4 ha powierzchni. Winorośl sadzona była początkowo w rozstawie co 4 m., w średnio 20 rzędach wzdłuż zbocza skarpy. Ogółem nasadzono do 10 tys. krzewów różnych odmian. Kozłowski musiał doskonale zdawać sobie sprawę z wartości tej skalistej gleby, bogatej w wapień i nieprzydatnej dla innych upraw. Koszty założenia winnicy w Janowcu były zbliżone do podolskich. Wyższe nakłady związane z koniecznością budowy tarasów, obniżało z kolei pominięcie „regulówki”, czyli kosztownego, głębokiego przeorania gleby poprzedzającego założenie winnicy, które na stromych zboczach było po prostu niemożliwe. W dyskusji, jak przetaczała się w fachowej prasie ogrodniczej pod koniec lat 30. na temat „regulówki”, niektórzy specjaliści, jak np. Stanisław Madej, uważali, że jest ona wręcz szkodliwa i negatywnie wpływa na jakość przyszłych winogron. Przy zakładaniu winnicy Kozłowski zapewne wykorzystał ważną nadbitkę „Przeglądu Ogrodniczego” (nr 10, 1930 r.), Uprawa winorośli szlachetnej w Polsce, pod redakcją niezwykle zasłużonego dla winnic Podola inż. Piotra Dąbrowskiego, starszego inspektora ogrodnictwa Małopolskiego Towarzystwa Rolniczego we Lwowie. W nadbitce znalazły się artykuły Jankowskiego (właśnie o zasadach budowy winnic tarasowych), Grzegorza Zarugiewicza (nauczyciela zaleszczyckiego Zakładu) i Józefa Marcińca (na zdjęciu obok), dyrektora Szkoły Ogrodniczej w Koźminie Wielkopolskim – drugiego po Zaleszczykach ważnego ośrodka polskiego winogrodnictwa w okresie międzywojennym. Marciniec pisał wówczas, że: „Również nadawałyby się pod winnice nagie skały wapienne, wychodzące w rozmaitych okolicach nad brzeg Wisły.” Winnica Kozłowskiego nie była w tym regionie pierwszą (pod Kozienicami, w Bąkowcu, dawnej wsi klasztoru sieciechowskiego, istniała już w początkach lat 20.), ale była jedną z większych. Od poł. lat 30. w Małopolsce zakładał winnice wspomniany wyżej Madej, m.in. w Kotuszewie koło Buska, Szydłowie, ale także w Miedzeszynie pod Warszawą. W 1935 r. rozbudował też 25 arową dawną winnicę Szczuki w Winiarach koło Warki, teraz własność Adama hrabiego Dąmbskiego[30].
Podobnie jak na Podolu, w majątkach Polski centralnej uprawiano póki co, przede wszystkim odmiany deserowe. Takie rozwiązania wymuszał ówczesny system podatkowy i sprzyjało temu wysokie cło na świeże owoce z zagranicy. Inny charakter miała założona nieco wcześniej winnica Państwowego Instytutu Naukowego Gospodarstwa Wiejskiego (PINGW) w Sadłowicach, dawnym folwarku benedyktynów z Sieciechowa, pod Górą Puławską. Powstała z inicjatywy Lucjana Kaznowskiego (1890-1955), wcześniej kierownika Zakładu w Zaleszczykach (w latach 1928-31 ogród Zakładowy należał do PINGW i kierował nim bezpośrednio Ludgard Lachowicki-Czechowicz), a w latach 1937-1950 dyrektora całego Instytutu [31]. Winnica sadłowicka była plantacją doświadczalną. Kierował nią Stanisław Zaliwski (1904-1979) i tam właśnie, i w małej winniczce na Górnej Niwie w Puławach, wyhodował popularną niegdyś odmianę Iza Zaliwska. Została tak nazwana dla upamiętnienia tragicznej śmierci jego dwojga dzieci (małej córki Izabeli), tuż przed zakończeniem wojny rozerwanych przez czołgową minę pozostawioną przez Niemców na Górnej Niwie.
Winnica Kozłowskiego była uzupełniona plantacją brzoskwiń i moreli, którymi opiekowała się pani Dutkiewiczowa. W wozowni zamkowej składowano mosiężne opryskiwacze, co mogłoby wskazywać, że uprawiał winorośl właściwą (szlachetną), a nie hybrydy, które w warunkach skarpy janowieckiej zapewne by nie chorowały. W latach 30. dwa odrębne stanowiska w kwestii wyboru odmian reprezentowali z jednej strony Madej i Zarugiewicz (opowiadali się za uprawą Vitis vinifera), z drugiej – inż. Zygmunt Jakimiak i dr Stanisław Bzura (propagowali hybrydy), i argumenty obu stron Kozłowski znał bardzo dobrze. Jak wynika z Księgi pamiątkowej zamku w Janowcu, winnica musiała wzbudzać zainteresowanie specjalistów, bo na pewno uważnie przyglądali się jej wpisani do księgi uczniowie Szkoły Rolniczej w Zwoleniu, Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego w Krasieninie, Państwowej Szkoły Spółdzielczości Rolniczej w Nałęczowie czy Wyższej Szkoły Ogrodnictwa Ozdobnego w Poznaniu[32]. Winogrona z janowieckiej winnicy opakowane papierem i układane w drewnianych skrzynkach, kupowała warszawska firma Braci Pakulskich.
Chociaż Kozłowski hodował odmiany deserowe, miał jednak także zamiar produkować wino. W latach 30. w janowieckiej skarpie przygotował dwie groty. „Odgrzebał jakąś piwniczkę poza murami zamku, stwierdził, że jest to cudowne miejsce i urządził małą kapliczkę. Jeszcze przed wojną próbował zagospodarować teren zamku, na zboczach góry – od południa – porobił tarasy, zasadził winorośl i jakieś krzewy owocowe, ale to wszystko zmarniało, pozostały różne dzikie krzewy, a także bujne krzewy berberysu” wspominała po latach, nie bez ironii, bo nieświadoma tajników winogrodnictwa, Ruta Czaplińska[33]. Ta górna „piwniczka” miała – jak mówi córka Kozłowskiego – przyciągać turystów, dolna, większa, wykuta i zbudowana od podstaw, w której ukrywała się w czasie wojny Żydówka Cesia, przeznaczona była do dojrzewania wina[34]. Przesklepiona kolebą z białego wapienia, składała się z dwóch pomieszczeń rozdzielonych ścianą z drzwiami. Dziś zrujnowana znajduje się u stóp skarpy, mniej więcej pośrodku dawnej winnicy. W lecie 1942 r. na żądanie Niemców w winnicy Kozłowskiego pracowało 4 Żydów. Po wojnie, jak pisał we Wspomnieniach, „na terenie winnicy pozostały wielkie leje po bombach, słupki i druty przepadły”[35]. Stan zachowania winnicy Kozłowskiego po zniszczeniach wojennych pokazują liczne ówczesne pocztówki.
Winnica L. Kozłowskiego w 1969 roku.
Wojna radykalnie odmieniła polskie winiarstwo, choć ogół areału winnic nie zmienił się znacząco. Utraciliśmy dynamicznie rozwijające się Podole, zyskaliśmy zanikające już od XIX wieku winnice zielonogórskie. Komunistyczne władze podjęły strategiczną decyzję o uprawie w Polsce winorośli na wino i o produkcji wina gronowego[36]. Oczywiście w zabranych majątkach ziemskich i majątkach poniemieckich. Wytypowano dwa „rejony”: „zachodni” (zielonogórskie i Dolny Śląsk) i „centralny” – wzdłuż Pilicy. „Centralnym” zajmował się Stanisław Madej. Madej zaliczał Małopolski Przełom Wisły (a więc i winnicę Kozłowskiego) do najbardziej obiecującego dla polskiego winogrodnictwa „rejonu centralnego”. Według ówczesnych badań i klasyfikacji, dolina Środkowej Wisły uważana była przez specjalistów za integralną część wyjątkowej tzw. „radomskiej dzielnicy rolniczo-klimatycznej” obejmującej poza doliną Pilicy i Radomskiem, właśnie Małopolski Przełom Wisły.
Pod kierunkiem Stanisława Madeja szybko doprowadzono do powiększenia pohrabiowskiej plantacji w Winiarach. Nadpilickie zbocza nazywał „polską Nadrenią”[37]. Faktem jest, że winorośl dojrzewała tu kilka dni wcześniej niż na Podolu. Starano się też upowszechnić uprawę wśród okolicznych chłopów przekazując nieodpłatnie sadzonki i zobowiązując do sprzedaży całości plonów świeżo stworzonej wytwórni win w Warce. Początkowo winnicami opiekował się przedwojenny ogrodnik majątku Adam Skuza, potem absolwent bułgarskiego Instytutu w Płowdiw Sławomir Susik, a także sam Madej (nadzorował 25 ha). W 1954 r. ściągnięto tu także z Zielonej Góry Grzegorza Zarugiewicza. Winnice wareckie osiągnęły wówczas powierzchnię ponad 54 ha i były największymi w Polsce[38]. Obsadzono je Perłą z Csaby, Muszkatelem Królową Winnic, Muszkatelem Ottonela, Muszkatelem Samur, Portugalskim, Neuburgerem, Aligote, Pinot, Cinsault, Traminerem, Rieslingiem, Chrupką Różową, Chrupką Złotą z Fointenbleau, Chrupką Złotą, Muszkatelem Frau Johann Mathias. W Zielonej Górze gdzie działał wcześniej Zarugiewicz, w okresie największego rozkwitu było 42 ha winnic, ale o niskiej wydajności. Zostały stworzone z przyznanych repatriantom ze wschodu, a w 1948 r. odebranych, poniemieckich winnic miejskich. Sadzono tu głównie Traminer różowy, Traminer biały, Chrupkę Złotą (na zdjęciu poniżej), Chrupkę Różową, a w mniejszych ilościach Pinot, Portugalskie i Sylvaner. Jednocześnie władze zlikwidowały dział sadowniczy w Instytucie Puławskim i w 1951 r. utworzyły w nowo powołanym Instytucie Sadownictwa w Skierniewicach osobny Zakład Winorośli z własnymi winnicami w Antopolu koło Nałęczowa i Lipowej pod Opatowem. Zakładem i winnicami kierował kolejny Podolanin Piotr Gintowt-Dziewałtowski (1905-1997)[39]. Dziewałtowski opowiadał się za hybrydami. Przede wszystkim za odmianą Cascade, ale także za sprowadzoną do Instytutu Puławskiego na początku lat 30. odmianą Beta[40].
Jednak winnice uprawiane w warunkach komunistycznej, zbiurokratyzowanej gospodarki zaczęły przynosić straty. Także dlatego, że postawiono przede wszystkim na uprawę winorośli właściwej, a nie mrozoodpornych, nie ulegających chorobom hybryd. Badania przeprowadzone w latach 1957-60 pokazały całkowitą nieopłacalność uprawy winorośli na wino w państwowych plantacjach i wpłynęły na decyzję władz o likwidacji winnic[41]. Od tej pory skupiono się wyłącznie na produkcji „win” owocowych[42]. W 1962 r. zlikwidowano jedyny w Polsce specjalistyczny Zakład Winorośli skierniewickiego instytutu.[43] Jedyne w Polsce liceum sadowniczo-winiarskie w Zielonej Górze zlikwidowano jeszcze w 1952 r.
W takich okolicznościach trudno było o przychylność dla prywatnej winnicy Kozłowskiego, która strat nie zapowiadała. „Zaświadczenie” z 27 listopada 1953 r. wydane przez autorytet w dziedzinie uprawy winorośli, jakim był prof. Lucjan Kaznowski, wówczas wicedyrektor Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin, potwierdzało jej znaczenie: „Instytut Hodowli i Aklimatyzacji Roślin Zespół Puławy stwierdza, że od szeregu lat znana mu jest b. pożyteczna praca ob. inż. Kozłowskiego Leona. Poniósł on duże zasługi zakładając na kamienistych stokach gór Janowca n/Wisłą hodowlę winorośli zimoodpornych, moreli i brzoskwiń. Praca jego pioniersko-doświadczalna ma duże znaczenie dla ogólnokrajowej hodowli roślin jako racjonalne wykorzystanie nieużytków dla hodowli południowych roślin w naszych warunkach klimatycznych”[44]. „Zaświadczenie” było zapewne potrzebne Kozłowskiemu dla odnowienia janowieckiej winnicy. Po wojnie zajmowała się nią Bronisława Dymek z Oblasów. Kozłowski mieszkał wówczas w Puławach i do zamku przyjeżdżała raz w tygodniu. Ale w połowie lat 50. winnica ciągle przyciągała uwagę. Ówczesny przewodnik zachwalał: „Od zamku zejdziemy do Janowca ścieżką zbiegającą stokiem wzgórza. Zwróćmy uwagę na krzewy winnej latorośli porastającej zbocze. Ta plantacja zniszczona wojną, jest zaledwie cząstką dawnej, rozległej, jednej z największych w okolicy”[45]. To, że „w okolicy” były też inne prywatne winnice, dowodzi krótki film oświatowo-turystyczny z 1954 r. „Kazimierz – miasto polskiego renesansu”[46]. Są tam ujęcia winnicy i winobrania w plantacji nad „Norowym Dołem” w Kazimierzu Dolnym. Około 1950 r. na północnym stoku „Norowego Dołu” mieszkaniec miasteczka Jan Piądłowski założył dwie spore winnice: 0,5 ha i ok. 0,3 ha. Były obsadzone czerwoną, deserową i przerobową winoroślą. Piądłowski swoje winogrona składane w drewnianych skrzynkach sprzedawał najpierw hurtownikowi do Gdańska, a pod koniec lat 50. – już tylko do Przetwórni Owocowo-Warzywnej w Kazimierzu Dolnym (słynnej „marmoladziarni”), która produkowała także „wina” owocowe: „Renetę Powiślańską” i „Zakazany owoc”. Prawdziwego gronowego wina nikt nie podjął się w miasteczku robić. Powoli podupadające winnice nad „Norowym Dołem” znikły w połowie lat 60.[47]. Wpływ plantacji Kozłowskiego i Instytutu Puławskiego na ich założenie jest oczywisty.
Do dziś na stokach janowieckiej skarpy zachowała się winorośl sadzona przez Leona Kozłowskiego ((na zdjęciu obok Janowiec z lat 70. XX w.). Wiele krzaków jeszcze owocuje. Pod samym zamkiem bez trudu rozpoznajemy Złotą Chrupkę (Chasselas Doré), na stoku pod parkiem jest zapewne Muszkatel Hamburski, Magdalenka, Aurora i może czerwona hybryda amerykańska Seneca, a także – prawdopodobnie – francuska Rosette, zbliżona do popularnej w tej okolicy Bety. Zarówno białe i czerwone grona są już w pełni dojrzałe pod koniec sierpnia. Odrodzone janowieckie winnice mogłyby się stać atrakcją turystyczną, a odbudowana górna i dolna grota ciekawym zabytkiem winiarskim i miejscem degustacji lokalnych win. Niewielkie podpiwniczone domki z ul. Górnej do złudzenia przypominają zaułki otoczonych winnicami miasteczek doliny Loary czy Prowansji. Miejscowe winnice mogłyby wytyczyć tak dziś popularne na Zachodzie „szlaki winne”, rozwijać przynoszącą duże zyski enoturystykę, a przede wszystkim uzupełnić miejscową ofertę kulinarną. Zwłaszcza, że od kilkunastu lat w Polsce winnice z powodzeniem się rozwijają, oczywiście te z odmianami moszczowymi (na wino), a nie deserowymi[48].
Według Polskiego Instytutu Winorośli i Wina mamy obecnie w kraju ponad 250 ha winnic i ponad 300 winiarzy. Spotykają się na corocznych Konwentach, prezentują swoje wina, poddają je ocenie fachowców, wymieniają doświadczenia[49]. Samorządy Podkarpacia i Małopolski dostrzegając w winnicach potężne narzędzie promocji i źródło rozwoju turystyki, tworzą z międzynarodową pomocą programy wspierające początkujących plantatorów[50]. Mnożą się winiarskie fora internetowe, choć część z nich wciąż propaguje mniej ambitne „wino” owocowe. Wokół Janowca jest dziś kilkanaście winnic nastawionych na produkcję wina gronowego według klasycznych zasad winifikacji: w Starych Kaliszanach, Opolu, Podgórzu, Rzeczycy, Kazimierzu Dolnym, Ciepielowie, Małym Młynku, Borku, Dęblinie i parę mniejszych[51]. Tylko przestrzeganie tych zasad, jedynych zresztą, jakie dopuszcza Unia Europejska, pozwala stworzyć wino oddające charakter okolicy i klimat minionego lata. A więc uzyskać to, co w winie najcenniejsze i niemożliwe do zastąpienia żadnym innym trunkiem, to, co wynika z siedliska i co określa tożsamość miejsca. Szkolenia winiarzy są bezpłatne, można uzyskać dotacje z Unii Europejskiej. Zachodzące zmiany klimatyczne dodatkowo sprzyjają zakładaniu winnic. Atutem Janowca jest wapienna skała i strome zbocza o południowej ekspozycji. To jedno z najlepszych siedlisk w Polsce. Jak uczy doświadczenie leżącej naprzeciw Janowca „Winnicy Pańska Góra” w Podgórzu (na zdjęciu powyżej), takie terroir daje wysoko cenione białe, wytrawne, mineralne wina[52].
W winie i jego historii zawarta jest duchowa tradycja Europy. Janowiec, potencjalna stolica winiarskiego regionu Małopolskiego Przełomu Wisły, wydaje się stworzony do jej podjęcia. „Trzeba tylko umieć i chcieć” jak mówił blisko półtora wieku temu Edmund Jankowski.