Vinisfera

Pamiętnik z podróży czyli Quo Vadis Tuscanae?

„Win jest oczywiście dużo solidnych, jednak giną one w potopie plastikowej miernoty. Dodam tylko że po powrocie do Polski – z ciekawości nabyłem w supermarkecie Chianti Classico D.O.C.G. Było ono nie do odróżnienia od tych które przywiozłem…” – swoje wrażenia z podróży po Toskanii spisał Marek Jarosz i zadał przy okazji kilka ważnych pytań.

W Toskanii pierwszy raz byłem całe wieki temu ileż to lat? Tak, to już ponad 30 lat. Odwiedziłem ją podczas moich wojaży po Europie z paroma dolarami w kieszeni. Dla mnie – wówczas młodego studenta – było to niezapomniane i fascynujące przeżycie. Zapamiętałem przede wszystkim gościnnych i otwartych ludzi, dumnych ze swej niezależności, tradycji – no i oczywiście ze swojego wina i oliwy – nieodłącznych składników kulturowego dziedzictwa tej ziemi. Na winach znałem się wtedy dość słabo, zresztą w latach 70-tych w Polsce nie było możliwości kontaktu czymś innym niż z  tanimi winami z Bułgarii, Rumunii i Węgier. Później jakoś tak się składało, że nad Toskanią zwykle przelatywałem w drodze do innych części Włoch i nie było czasu na odwiedzenie Pizy czy San Gimignano – nad czym wielce przez lata ubolewałem. Aż wreszcie w kwietniu zeszłego roku nadarzyła mi się okazja do tygodniowego wyjazdu do Florencji – co prawa nie w „winnych” sprawach ale udało mi się wygospodarować trochę czasu na odwiedzenie znanych z przeszłości miejsc. Ciekawiły mnie oczywiście zmiany i konfrontacja wspomnień ze stanem obecnym.

Wynajmowanie locum blisko centrum Florencji i przy głównych ulicach odradzają wszystkie przewodniki ale niestety nie zależało to ode mnie. Narodowym sportem Włochów nie jest bowiem wcale – wbrew temu co się powszechnie uważa – piłka nożna ale jeżdżenie na motorach i skuterach. Pasji tej oddają się wszyscy-  niezależnie od wieku i płci- przez 24 godziny na dobę. Preferowany jest styl jazdy na niskich biegach i najwyższych obrotach silnika – szczególnie w godzinach nocnych. Wewnętrznych okiennic nie dało się za nic  zamknąć ponieważ zasuwki rozmijały się w pionie o dobrych 10 centymetrów. Stary lakier okiennic wskazywał na celowy zamysł twórców tego zdumiewającego dzieła, godnego zaiste mistrza Leonarda z Vinci.
Po oczywiście bezsennej nocy postanowiłem dla wypoczynku na wstępie odwiedzić Fiesole. Czy może być coś lepszego niż lampka wina w restauracyjce w starym Etruskim miasteczku, z przepięknym widokiem na Florencję? Przy stoliku obok dwie Amerykanki zachwycały się Chianti Classico – zamówiłem więc z ciekawości to samo. Z Chianti – jak sięgam pamięcią do wspomnień – było zawsze jak z Rosyjską ruletką. Ponad 30 lat temu można było za parę lirów kupić zarówno bardzo przyzwoite wino jak i marną- drapiącą w gardło miksturę, zawsze jednak było to wino godne uwagi.Ciekaw byłem co mi tym razem podadzą. Formalnie to Chianti nie posiadało jakichś wyraźnych wad. Niestety nie można było absolutnie też niczego pochwalić. Było to smutne i wiotkie, pozbawione jakiegoś wyczuwalnego charakteru i stylu wino- z zaniżoną kwasowością, nikłym owocowym bukietem,  i z prawie zerowym finiszem. Smakowało tak jakby ktoś celowo wygładził wszystkie kanty i zadziory- aby przypadkiem nikogo nie urazić i zadowolić możliwie wszystkich. Niestety,  w tym momencie zacząłem zazdrościć Amerykankom. Wychodziły one bowiem prawdopodobnie (jak znam Amerykanów) – z bardzo praktycznego założenia: „ w Toskanii produkują jedne z najlepszych win świata (tak podaje przewodnik) – ergo- piję znakomite wino”. Tu już nie potrzeba wgłębiać się w jakieś analizy i oceny tego co się pije- to już za nas zrobiły fachowe czasopisma- pozostaje czysta przyjemność. Może tak trzeba?
Potem było już niestety tylko gorzej. Postanowiłem pić te wina które są dostępne przeciętnemu turyście który odwiedza Florencję i okolice może i po raz pierwszy i ostatni w życiu, niespecjalnie zna się na winach, kupuje to co masowe i ogólnie dostępne.

Odniosłem przemożne wrażenie że gdzieś we Florencji ukryta jest wielka kadź do której wlewa się wszystkie wino z okolic, butelkuje i etykietuje jako wino D.O.C.G. różnych producentów. Mieszanina ta pozbawiona jest oczywiście wszystkiego co w winie najważniejsze- czyli indywidualności, charakteru i duszy. I pewnie dobrze się sprzedaje.
Z tej tygodniowej – jak już wspominałem- wcale nie „winno- studyjnej” – podróży przywiozłem 18 butelek wina. Głównie Chianti D.O.C.G i 6 butelek z Carmignano- typowych da tej apelacji blendów. Wszystkie mieściły się w kategorii cenowej 10-20 Euro za butelkę- a więc niskiej (jak na tamte warunki) i średniej- a więc typowej dla zwykłego turysty. Wszystkie z nich smakowały jak wina wytworzone w niezwykłym pośpiechu- wytłoczyć-zabutelkować-sprzedać.
Tylko jedno z nich (z Carmignano) odbiegało nieznacznie na plus od szarzyzny pozostałych, jednak nie zmienia to faktu że za tą cenę w Polsce mógłbym kupić wino z Chile, Południowej Afryki lub Australii, tyle że o dwie klasy lepsze.

Czas na podsumowanie.
Czego szukałem w winie we Florencji? Tajemniczego uśmiechu Giocondy. Co znalazłem? Plastikową twarzyczkę lalki Barbie.
Zawsze wracam w porównania wina z Toskanii do rzeźby Donatella „Zdjęcie z krzyża” (Museo dell`Opera del Duomo). Mógłbym ją oglądać godzinami. Jej niezwykłe piękno polega na tym że… jest niedoskonała. Nigdy nie została dokończona. Ale właśnie te formalne niedostatki i ułomności sprawiają że jej piękno i ekspresja zostały przez to zwielokrotnione. Takie powinno być wino Toskanii i takie je zapamiętałem w czasie moich odwiedzin Florencji ponad 30 lat temu.Wszystkim winiarzom zalecam 5 minut zadumy i refleksji nad tą wspaniałą rzeźbą- naprawdę warto.

Pora na pytania:
Jak mogło dojść do sytuacji w której jeden z regionów produkcji wina – mających tak ogromny wkład w światowe dziedzictwo kulturowe doprowadził do sytuacji w której wino – jeden składnik z tego dziedzictwa- został w większej części pozbawiony wielkiej wartości wynikającej z regionalnej odrębności? To przecież nic innego jak zubożenie europejskiej kultury w ogóle.
Jaką część winy za zaistniałą (według mnie) sytuację ponosi ustawodawstwo apelacyjne?
Jaki wpływ na wyraźnie zauważalne negatywne zmiany stylu win  (z perspektywy 30-tu lat) mają sukcesy eksportowe win Toskanii? Mam coraz więcej dowodów na to że winiarstwa narodowe po międzynarodowych sukcesach eksportowych z zadziwiającą szybkością ulegają najbardziej ordynarnym gustom odbiorców zza oceanu.
Czy taka polityka – obliczona na plastikową unifikację i szybki zysk – w dalszej perspektywie będzie opłacalna?
 

 
Podsumowanie:
Przyjedzie taki barbarzyńca z północy na parę dni do Toskanii, kupi kilka tanich win i wykrzykuje że „król jest nagi” albo będzie pouczał jakie powinno być wino ludzi którzy produkują je od setek lat. Co racja to racja. Na zakończenie pobytu we Florencji postanowiłem więc jednak odżałować parędziesiąt Euro i zafundować sobie przyzwoitą kolację z dobrym winem z wyższej półki. Wino Nobile di Montepulciano 2000 dobrego producenta – w bardzo przyjemnej i polecanej restauracji wydawało się trafnym wyborem. Wiem że kelnerów na całym świecie obowiązuje procedura i wiem również że naiwnością jest sądzić że po odkryciu w winie wady przybiegnie natychmiast szef lokalu i na kolanach posypie sobie głowę popiołem. Ale trzeba jednak przyznać że całym rozwojem dalszej sytuacji byłem mocno zdumiony. W winie był wyraźny korek- no niby zdarza się najlepszym. Co jak co ale zniosę prawie wszystko ale nie korek. Ta wada wina jest jak ból zęba albo w nocy kapanie wody z kranu.  Na moją nieśmiałą uwagę kelner zastosował procedurę No:1 czyli Wyjaśnienie: – „to normalne w winie ponieważ ma 5 lat:”. Ponieważ wyraziłem wątpliwość zastosował błyskawicznie procedurę No:2 czyli Metoda rozwiązania problemu  która brzmiała” „proszę zamieszać wino w kieliszku i napowietrzyć a korek zniknie”. Oczywiście nie zniknął, dalej nie drążyłem tematu. Kelner i tak ma ciężką prace i po co się awanturować, żądać zmiany butelki i psuć mu wieczór? Przecież on nie wylejedo zlewu  butelki wina za 50 Euro. A z resztą wspaniały bistecca  alla fiorentina na tyle mnie ułagodził że wieczór zaliczam jednak do udanych.
Jakie wrażenia wywiozłem z tej krótkiej wizyty?
Ludzie – tacy jak byli – serdeczni i gościnni.
Zabytki – takie jak były – wspaniałe. Każdy bilet do muzeum jest wielokrotnie wart swojej    ceny. Kuchnia- wspaniała (jak zwykle). Długo cieszyła mnie przywieziona znakomita oliwa z Carmignano.
Wino – jest oczywiście dużo uczciwych i solidnych jednak giną one w potopie plastikowej miernoty. Dodam tylko że po powrocie do Polski – z ciekawości nabyłem w supermarkecie Chianti Classico D.O.C.G. Było ono nie do odróżnienia od tych które przywiozłem – wniosek prosty: ja nie miałem jakiegoś szczególnego pecha – to jest po prostu smutna norma.
 
Tekst: Marek Jarosz

Zdjęcia: Mariusz Kapczyński
Więcej zdjęć z Toskanii znajdziesz tutaj

Marek Jarosz – współzałożyciel i wiceprezes Polskiego Instytutu Winorośli i Wina


Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT