Lubię pomysły i nowości wypuszczane przez Dom Bliskowice, kibicuję ich działalności i trzymam za nią mocno kciuki. Lubię ich wina, podejście do winnic, doceniam też profesjonalny, zgrabnie i dyskretnie budowany marketingowy wizerunek. Ich krótkie partie win, jak „J” johanniter, pet-nat z „buldożkiem” czy ogłoszony całkiem niedawno „Dzik” zawsze wywołują fale entuzjazmu
Lubię rozmaite pomysły i nowości wypuszczane przez Dom Bliskowice, szczerze kibicuję ich działalności i trzymam za nią mocno kciuki (a nawet palce u stóp). Lubię ich wina, podejście do winnic, doceniam też profesjonalny, zgrabnie i dyskretnie budowany marketingowy wizerunek. Ich krótkie, limitowane partie win, jak „J” johanniter, pet-nat z „buldożkiem” czy ogłoszony całkiem niedawno „Dzik”, zawsze wywołują fale dziennikarskiego entuzjazmu, nieposkromionego sommelierskiego apetytu i serię fejsbukowych restauracyjnych deklaracji w rodzaju: „mamy to! w naszej karcie jest sześć butelek!”. Wszystkim polskim winiarzom gorąco życzę takiego medialnego sukcesu.

Daleki jestem od postawy, że kiedy wino jest naturalne, dzikie, macerowane na skórkach, etc., to niejako z automatu otrzymuje ono lepsza notę, musi być ekscytujące, dobre, itp. Skromnie rzecz ujmując – zalecałbym w opiniach dotyczących tej materii więcej umiaru, pokory i wstrzemięźliwości.
Jednakowoż „Dzik” bardzo sympatycznie się broni. Jak opisać wrażenia? Generalnie degustacja i odbiór takich win przypomina trochę konsumpcję jabłek – ci, którzy całe życie jedzą mekintosze i inne lobo i na nie są „skalibrowani”, mogą z pewną rezerwą odnosić się do konsumpcji jabłek ze starych odmian i dzikich sadów (jabłuszko z robaczkiem!). Cóż, trzeba sobie pewne upodobania wypracować. Mnie dzikość „Dzika” się całkiem spodobała. Jest w nim potencjał dojrzewania i gastronomicznego wyzwania.
Wina takie wzbudzają emocje. Wrzut zdjęcia etykiety „Dzika” na Facebooku niemal od razu wywołał dyskusję dotyczącą naturalności wina, zawartości siarki w winie, etc. To jest temat na osobny artykuł – będzie okazja jeszcze o tym pisać/podyskutować.
„Dzika” dostałem parę ładnych tygodni temu, ale wstrzymałem się z opinią, by nieco opadła fala emocji. Zresztą, uważam, że te wina nie lubią pośpiechu w produkcji i pośpiechu w degustacji.
A tak to wino odebrałem.

Skład: hibernal 58%, seyval blanc 24%, riesling18%. Technologia: czterotygodniowa spontaniczna fermentacja i maceracja na skórkach w otwartych kadziach bez kontroli temperatury. Dojrzewanie przez cztery miesiące nad osadem w stalowych kadziach. Kolor delikatnie herbaciany. Są suszone morele, dzikie rajskie jabłuszka, jesienne liście, niedojrzała brzoskwinia, rokitnik, pigwowiec. Są suszone skórki pomarańczowe i cytrynowe, pestki grejpfruta. Wino odświeżające, z niezłą kwasowością. Uprzedzam napalonych, że nie jest to jednak typowe, dosadne wino „pomarańczowe”, jak dla mnie – raczej sytuuje się gdzieś pośrodku. Owszem, są nuty pestkowe, lekko „skórkowe”, korzenne, ale jak na wino „pomarańczowe”, z dłuższą macercją, jest ono dość szczupłe. Tak czy inaczej – wypada smacznie, jest zdrowe, przyjemnie rześkie, stateczne, delikatnie pieprzne. Brak tutaj (towarzyszącym nieraz winom z tej stylistycznej półki) przykrych niedociągnięć, absmaków. Dzik wypada czysto i dość transparentnie, jest raczej z tych oswojonych sztuk. Owszem, ma lekko nieokrzesaną, dziczą naturę, naturalistyczny nerw w końcówce, ale trochę dzikości przecież musi być – nazwa zobowiązuje! Całość jest konsekwentna i niebanalna. Wyprodukowano ledwie 900 butelek tego wina czyli szanse na spróbowanie macie raczej niewielkie…
Ale zawsze możecie uwierzyć mi na słowo.
A wiecie że 20% losowo wysyłanych do dystrybutorów butelek ma inne etykiety? Chcecie zobaczyć? Oto one. Ładne są.
Mariusz Kap©zyński
Punktacja:
(6) – wybitnie, prawdziwe arcydzieło
(5) – bardzo dobre, wino z dużą klasą
(4) – dobre, interesujące wino
(3) – przyzwoite
(2) – słabe
(1) – omijać z daleka, wino z wyraźnymi wadami
(- lub +) oznacza odjęcie/dodanie nieznacznych „półpunktów”