Vinisfera

Pocztówka z Gruzji

Vinisfera otrzymała z Gruzji wiadomość. Osobliwą, mailową „pocztówkę” od Polaka, który zdecydował się tam zamieszkać i pracować. Oto jego osobista relacja i wrażenia po pierwszym okresie pobytu. Warto też wspomnieć, że Autor może okazać się pomocny przy organizacji wyprawy do Gruzji lub planowanej inwestycji w tym kraju.

Vinisfera otrzymała z Gruzji wiadomość. Osobliwą, mailową „pocztówkę” od Polaka, który zdecydował się tam zamieszkać i pracować. Oto jego osobista relacja i wrażenia po pierwszym okresie pobytu. Warto też wspomnieć, że Autor może okazać się pomocny przy organizacji wyprawy do Gruzji lub planowanej inwestycji w tym kraju.

Kilka słów na początek

Pół roku temu nabyłem ziemię w sąsiedztwie katedry Alaverdi czyli gruzińskiego Gniezna, już otrzymałem pozwolenie na budowę. Nie ma tu jeszcze tłoku więc można trafić na atrakcyjne miejsca w najżyczliwszym nam turystycznie państwie jakim jest Gruzja. Zajmuję się przygotowaniem oferty zimowej turystyki indywidualnej i z konieczności obracam się w lokalnych kręgach rodzin oferujących pokoje do wynajęcia. Ponieważ gruziński jest językiem niesłychanie trudnym do opanowania, każdemu nabywcy potrzeba wsparcia przy zawieraniu transakcji – moje biuro w Telavi może to w rozsądnej mierze umożliwić, nie będąc agencją nieruchomości sensu stricto.

Saperavi czyli własna winnica w Gruzji
A było tak… Wszystkiemu winien pewien opatrznościowy traktorzysta. Przyniósł 5-litrową bańkę czarnego „syropu”, po którym wszyscyśmy krzyczeli w jakimś przedpotopowym mrocznym języku, natchnieni wieczną myślą o gruzińsko-polskiej przyjaźni. Właściwie dopiero po przyjeździe do tego kraju dane mi było w pełni uświadomić sobie, że kupiłem grunt w Alaverdi, miejscu którym słowo „farba” (barwnik) nabiera szczególnego znaczenia, bo to, co barwi znaczy po gruzińsku „saperavi”… Z wyglądu saperavi jest granatowo-czarne, pod słońce ciemnorubinowe, w Boże Narodzenie jeszcze słodkie, na Wielkanoc już w pełni dojrzałe. Optymalizuje tempo trawienia, ale też podobno podnosi ciśnienie, więc ostrożnie aby nie przedobrzyć. Ogólnie rzecz biorąc w Gruzji mała szklaneczka saperavi dziennie to nie tyle wino, co lekarstwo.

Mikroregion być może nieprzypadkowy
Dookoła, jak okiem sięgnąć, widać tu winnice Badagoni, ale są też i drobni właściciele, którzy w zagłębionych w ziemi amforach – kwewri, archaiczną metodą produkują i przechowują esencję winnego soku. Tu chemia a nawet markowe butelki w grę nie wchodzą. Stwórca umieszczając Adamiani czyli człowieka w polodowcowej kotlinie rzeki Alazani – do której przez cały rok spoziera słońce przez jedyny południowo-wschodni górski przesmyk od strony Azerbejdżanu i suchych stepów Azji – wiedział, że nasz układ pokarmowy będzie musiał sprostać najprzeróżniejszym wyzwaniom. Mnogość 500 gatunków winnych latorośli, którymi chlubi się Wschodnia Gruzja (Kahetia), to dobitny dowód na dziedzictwo biblijnego raju, w którym powstał eliksir zdrowia o prastarej nazwie ghvino. W kwewri, w stałej temperaturze 10 stopni, pulpa jagód powoli uwalnia koktajl składników, którymi natura koryguje skutki przejedzenia, brak apetytu lub niemądre przywiązania kulinarne. Piszący te słowa, odkąd przeżył 50 lat, cierpiał okrutne bóle w krzyżu, nie mógł spać, a w dodatku postękiwał przy obciążeniu śródstopia. Otóż, po kąpieli w tutejszym Lourdes czyli lodowatej wodzie sadzawki św. Nino w Bodbe koło Sighnaghi i ratowania się wspomnianym „winnym barszczem”, do „życia żem został przywrócony cudem”.

Ocet też ważny
Zważywszy na notoryczne wręcz zanieczyszczenie naszych jelit należy czymś jeszcze bardziej przefermentowanym takie zło odczynić. Do tłustych sałat niezastąpionym towarzyszem będzie dolewka octu winnego. W Gruzji niekoniecznie trzeba go kupować, wystarczy bowiem żeby dobrotliwa wróżka Medea cierpliwie ochraniała wczorajsze niedopitki wina do zbiorczej karafki, gdzie wszystkie bakterie octowe świata rzucają się w obłędnym pędzie po swoją kolejkę. W rezultacie nasz Jazon będzie zdrowszy i będzie z niego można później jeszcze wyciągnąć jakąś resztkę życiowych energii…

Podróż do Kolchidy
W końcu marca tęsknota zwyciężyła. Wsiadłem do swego 20-letniego Audi i przez siedem niezapomnianych dni mknąłem od Dukli przez Słowację, Węgry, Rumunię (Oradea, ClujNapoca, Turgu Mures, Brasov, Ploesti, Bukareszt, Giurgiu, Ruse), Bułgarię (Varna, Burgas, Małko Tarnovo), Turcję (Istanbuł, Ankara, Erzorum, Kars) aż po Akhaltsikhe – do ukochanej już Gruzji. Dojechałem niemal trupem do mego raju, bo na tureckiej granicy urzędnik zażartował sobie, że gdyby audi miało o rok więcej, to już by mnie nie wpuścili. Jechałem na samym LPG (Europa wraz z dwoma noclegami w Bułgarii tylko kosztowała mnie 200 dolarów, natomiast 1500 km przez Turcję to aż 300 dolarów, bez noclegu i na wikcie kupionym wcześniej w PoloMarkecie w bułgarskim Nessebar…).
Po przyjeździe, z energią zabrałem do remontu biura w Telavi czyli tutejszym Zakopanem.
Akcesoria: 500-litrowa dębowa beczka – 400 zł, 25-litrowa – 200 zł, 10-litrowa (na wódkę, chacha) – 100 zł. Zakupiłem wołgę wypusk ‘67, oraz jeszcze bardziej od niej atrakcyjniejszą beczkę, tak dużą, że nawet dałoby się z niej poczynić banię. Poczyniłem też prysznic i po ludzku urządzoną toaletę, jako że takowa należy tu do egzotyki. W końcu – wywiesiłem przed domem biało-czerwoną flagę, aby należycie uczcić szaszłykami (wespół z sąsiedzkim sojuzem) Konstytucję 3 maja. Wokół praca wre (zdj. powyżej), bo cała dzielnica ma stać się wkrótce turystyczną Mekką.
Wracając do tematu, wino to ktoś żywy. Lubi beczkę. Ta już czeka na spragnionych wędrowców, bo od starożytności sama woda – choćby i z chromowanego kranu – szkodzi. Sęk w tym, aby beczka była zawsze pełna, bo inaczej zamieni się w ocet. Kachetyńcom uszyto rozkoszny przydomek Histawi, tzn. drewnianogłowi (czyli `mocni w czubie`).

Najtaniej do Olimpu

Matka Gruzja – królowa carskich kurortów, wakacyjne marzenie wszystkich Rosjan, Polakom też nie zaszkodzi. W Telavi co prawda rozgrzebane jest pół miasta, trwają gorączkowe prace – jeśli robotnicy do sierpnia nie ukończą rewitalizacji starej dzielnicy, to zlecą ze stołków partyjne szyszki. Jeśli wszystko się uda – niechybnie zlecą się świętować. Warto tu zainwestować. Po wsiach jest wiele opuszczonych domów, które mogą pójść naprawdę za małe pieniądze. Nie ważne gdzie i jaki to dom – od Dedoplistskaro po Lagodekhi, od Akhmeta aż po Gurdżaani, nie ma nic lepszego na świecie niż własna winnica pod kaukaskim Olimpem. Grunt to trochę odwagi na rejs do krainy Argonautów, a złoto – połyskujący w kielichu płyn z własnej tłoczni – będzie ci strudzony pielgrzymie spełnieniem marzeń, niechby nawet za to szczęście wydać trzeba było 10000 dolarów. Jednak Telavi jest droższe. Żeby się tu osiedlić trzeba przynajmniej 25000 dolarów. Często znajomi Gruzini proszą właśnie o pomoc w sprzedaniu czy wynajęciu Polakom domu lub działki. Lubią nas. Kulturowo pasujemy do siebie a znajomość rosyjskiego ułatwia pokonywanie bariery języka. Tędy wiedzie trasa po ropę do Baku, a internet, banki, urzędy obsłużą nas lepiej niż u mnie w Podlaskiem. Stale kursują tu minibusy do stolicy, punkt wypadowy na graniczny Azerbejdżan lub Armenię, a zatem nieruchomości będą tylko nabierały tu na wartości.
Sam mógłbym odsprzedać pod budowę działkę przed katedrą w Alaverdi lub kompleksowo pośredniczyć odpowiedzialnym ludziom we wszystkich formalnościach (notariusz, tłumacz, radca prawny, transport, zakwaterowanie, wyżywienie itd.), ale potencjalny kupujący musiałby, np. przez dwa tygodnie wykazać się iście olimpijskim stylem działania (wstawanie o 6 rano, bieganie po administracjach, do upadłego wzbranianie się przed propozycjami pseudogościnności (która zwykle kończy się prowadzeniem w maliny) lub jeśli taka wola – na wszystkim przepłacać. Dopiero przy sobocie machnąć ręką na koszty i raz w życiu pojechać jeepem w góry Tusheti na 4.5 tys. m.n.p.m. albo do Kistyńców z Pankisi, by patrzeć na lśniący Kaukaz, do którego ongiś zazdrośni wszechwładni przykuli poczciwego Prometeusza za – jak mawiają tutejsi – unikanie płacenia akcyzy na produkcję kropli nasercowych…

Pozdrawiam wszystkich Czytelników i zapraszam do Gruzji

dr Piotr Nowacki

Adres: B. Cholokashvilis Kucha 53, Telavi
tel. komórkowy: +995.574.839.162
skype: pio.nowa (po godz.19 czasu polskiego)
mail: piotr.nowacki@inbox.com


Zdjęcia: archiwum Autora


W następnym odcinku…

„W jakimś sensie gruzińskie wczasy „pod winnicą” są alternatywną formą podróżowania, zupełnie różną od turystyki przemysłowej, anonimowej, wypranej z możliwości nawiązywania trwałych więzi. Czy obcałowywanie się z jakimś staruszkiem i picie garncami z urzędowo niezarejestrowanej kadzi lub starej beczki będzie tematem który zrazić może potencjalnych turystów? Nie wiem. Dla mnie wszystkie szalone „okropności” Gruzji – popularny osiołkowy napęd, zdezelowane stare graty, sklecone niedbale wiejskie domy, itd. są antytezą cywilizacyjnego fałszu zachodniego stylu życia, i dlatego niezwykłe i w pewnej mierze – egzotyczne…”

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Vinisfera
Przewiń do góry

Jeżeli chcesz skorzystać z naszej strony musisz mieć powyżej 18 lat.

Czy jesteś osobą pełnoletnią ?

 

ABY WEJŚĆ NA STORNĘ

MUSISZ MIEĆUKOŃCZONE

18 LAT